Byliście tu:)

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Świątecznie

Witam serdecznie  w świąteczne popołudnie. Fajnie, że powiększyło się grono obserwatorów. Dziękuję Wam za miłe życzenia. Ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że niektóre z was zaglądają tu też w Święta:) Ja dziś w końcu odpoczywam. Jak miło. I dziś było trochę krzątania, ale takiego przyjemnego, bo odwiedziła nas rodzinka. Wczoraj padłam jak betka, bo w sobotę do późna trwały moje przygotowania. Jak zawsze do ostatniej chwili, bo jakoś tak się składa, że nie było można wcześniej. W tym roku trochę zawiniły jajka, zające i barany. A, i kury;)  W piątek dopiero od ok. 15.30 wzięłam się za ciasta, ale skończyłam ostatnie zamówienie. Nawet jestem zadowolona.
  

                 W sobotę przed 6.00 postanowiłam, że nie będzie tak, jak w tym powiedzonku o szewcu i powstał maleńki zajączek i równie drobny baranek. Dokończyłam też moje jajko, bo chciałam mieć choć jedno do święconki. Zrobione byle jak najszybciej, nie jest wcale takie złe... Wisi sobie i ozdabia kuchnię. 
 
 Tu inna dekoracja, misz-masz mój i dzieci.

Ciasta jak zawsze upiekłam w jeden wieczór. Trochę miałam przygód, bo sernik krówka może jednak niezupełnie wyjść. Po pierwsze dałam za duży budyń i nie jest puszysty ser, a tego nie lubię. Po drugie, po wstawieniu do piekarnika znalazłam w kubeczku żółtka, a to oznaczało jedno: jakoś nie trafiły do czekoladowego spodu... co nie oznacza wcale, że sernik nie jest dobry. Kolejna wpadka: postanowiłam upiec te babeczki, którymi częstowała mnie koleżanka Kinga. Nie dogadałyśmy się, bo wyraźnie zrozumiałam, że muffinki piekły z siostrą wyłącznie w papierowych foremkach. Tak oto wyszły mi wspaniałe w smaku.... placuszki z brzoskwiniami. Nie poddając się jednak piekłam je dalej, tym razem w wersji z czekoladkami Merci (brak w domu innej czekolady akurat, więc je posiekałam) i dałam bardziej gęste ciasto. Nie porozjeżdżały się, ale to już nie to samo w smaku, choć kształt podobny do babeczek. Potem przyjechała Kinga z siostrą na malowanie pazurków (fotek brak), przywiozła swoje prześlicznie kształtne babunie i wydało się: dziewczyny mają specjalną blaszkę do muffinek! A ja chciałam z motyką na księżyc! Nie szkodzi, placuszki już zjedzone. Hit dla dzieci. Był i mazurek chałwowy, cytrynowy i trójkolorowa babka. Nie robiłam więcej (zwykle bywało więcej), bo nie i już. I tak będziemy to jedli jeszcze po Świętach.
Lubię takie chwile, kiedy jest w domu względnie czysto (i tak nie zdążyłam wszystkiego posprzątać, trudno), ale nade wszystko spokojnie i sympatycznie. Można z dziećmi poleżeć, powygłupiać się i poczytać książeczki. To jest to. Jeszcze chcielibyśmy iść na spacer, ale coś kropi (wczorajsza burza sprawiła, że wszyscy spaliśmy po południu). Może jednak się uda. Już rozmyślam o kolejnych robótkach. Chciałabym zrobić prezenciki na "podaj dalej". No i jest "Różane wyzwanie" w "Modrak Cafe". Już mam mały plan, ale tak naprawdę pomysłów jest kilka. Może też w końcu wezmę się za  poncho dla Kingi. Jest na razie jeden element i trochę drugiego. Dobra, nie nudzę więcej. Na koniec pokazuję jedno z przeznaczeń kwiatka od Asi-Esprit. Na tym płaszczyku prezentuje się nieźle, oczywiście lepiej nizżna fotce. Na sukience (czarnej w czerwone kwiaty) też fajnie.


4 komentarze:

  1. o jak milo :) To widzę że napracowalaś się przygotowując święta :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładne dekoracje.W temacie ciast się nie wypowiadam bo przynajmniej na razie czuje totalny przesyt i nie bardzo mogę na nie nawet patrzeć.To jest efekt przejedzenia:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe dzieła tworzysz, choć muszę przyznać, że najbardziej ślinka pociekła mi na widok tortu - dzieło sztuki cukierniczej:)
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń