Byliście tu:)

czwartek, 29 listopada 2012

Zejdzie Wam się z czytaniem:))

Czy nie można by ciut spowolnić czasu? Co za tydzień, taki szalony, męczący... Ciągle nie mogę się wyspać i mam stanowczo za mało czasu na swoje robótki. Wczoraj stwierdziłam, że ja się nie nadaję do wielkiego miasta (czyt. nasza ukochana stolica), bo zawsze jak wracam, to mam ochotę wyrzucić buty, mimo, że wybieram najwygodniejsze. Dziś nie mogę chodzić wcale. Jakbym całą noc przetańczyła, a to raptem tylko trochę chodzenia po urzędach było...
Nic to, muszę się pochwalić kilkoma rzeczami i nie wiem, od czego zacząć. Może najpierw jednak nowość, z której jestem baaardzo dumna. Postanowiłam przynajmniej raz spróbować techniki ozdabiania bombek temari. No, pracy to kosztuje baaardzo dużo... Ale jak wygląda! Na kilku blogach widziałam i podziwiałam. Karczochy mi się opatrzyły, poza tym jak dla mnie kupowanie wielu metrów wstążek to spore koszty. W szkole u dzieci ogłosili konkurs na ozdobę choinkową, więc chciałam, żeby zrobiła coś niepowtarzalnego. Padło na temari, ale sama najpierw chciałam się nauczyć. Pierwszy kursik z sieci  nie powalił mnie na kolana... Zniechęcił i myślałam, że na dobre. Potem na którymś z blogów wyczytałam, że w archiwalnym nr Weny była o tym mowa. Znalazłam, zapłaciłam, dostałam pdf i jednak spróbowałyśmy z małą. Najpierw obie uznałyśmy, że za dużo to roboty: owijanie cienką nitką, wyznaczanie linii, ścieg pajęczynkowy na wierzchołkach (tylko jak on wygląda? nie napisali)... Ale tworzenie wzorów to już sama przyjemność:) I dlatego chce nam się robić kolejne, wg własnych projektów. Wrzucę potem Izy bombkę na jej bloga, bo jest cudna.  Równocześnie robiłyśmy swoje hafty, ja się uparłam i po 6 (!) godzinach skończyłam, Iza dokończyła następnego dnia.
Moja pierwsza, ćwiczebna, wygląda tak:

 A jakby ją tak zgłosić na wyzwanie u Wioli?
 Z drugą poszło o niebo łatwiej. wymyśliłam śnieżynki. Z jednej strony szydełkową, z drugiej haftowaną. Też jestem zadowolona. Zgłaszam ją na wyzwanie u Joanki. Poleciała już do kogoś przemiłego, ale o tym innym razem.



Ostatnio zdarzyło mi się zrobić kilka bransoletek z zawieszkami, poszły od razu, więc fotek nie ma. Pokażę dwie, jedna dla koleżanki na pocieszenie po stracie poprzedniej, a druga z "szyciowymi" gadżetami została u mnie (grzebykowi nie mogłam się oprzeć).


Powstała też prosta makramowa z czerwonym dzwoneczkiem i motylkiem. Rzadko używam złotych kolorków, ale jak otrzymałam gratisy od jednego z e-sklepów, to trzeba było wykorzystać:)

Ostatnio dostaję przesyłeczki wymiankowe, które mnie bardzo cieszą, ale o tym innym razem, jak już będzie można się chwalić. Pochwalę się za to czymś innym: Janeczka, która ZAWSZE pamięta o różnych okazjach, obdarowała mnie czymś pięknym: dostałam ważkę (Janeczka uważnie czyta komentarze i wie co komu się podoba). Zachwycająca, prawda? Oczywiście własnoręcznie wykonana karteczka z dobrym słowem. DZIĘKUJĘ!

Częstujcie się serniczkiem, póki jeszcze kawałeczek został. Wyszedł wspaniały, choć to zupełna abstrakcja - własna kombinacja zarówno ciasta, jak i masy serowej. Ser zrobiony wlasnoręcznie:) Uwielbiam puszyste serniki. 
Miłego wieczoru! Lecę pisać u Izy. Jak nie zasnę... Padam...

piątek, 23 listopada 2012

I znów kilka

Pokazuję od razu, bo przypuszczam, że takich drobiazgów powstanie trochę w najbliższym czasie. Nie będę robić zaległości. Na pierwszy rzut spora broszka. Taka romantyczna:) Moje klimaty. Nie z tej epoki, może ją zgłoszę na kolejne wyzwanie do KK? Myślicie, że może być rokoko


 I, zgodnie z "zapotrzebowaniem", troszkę zwyklaków. Fioletowe z fimo moje faworytki, choć dziecku memu podobają się wszystkie.
 Komplecik prosty, ale całkiem sympatyczny. Koraliki od Modrak z przydasiowego pudełeczka.


Miłego dnia, mnie się wydaje taki ospały...

środa, 21 listopada 2012

Frost yourself i drobiazgi

Modrakowe wyzwanie dobiega końca, a szkoda, szkoda, bo jest inspiracją do tworzenia fantastycznych prac (proszę, zerknijcie do blogowych koleżanek, które biorą udział w wyzwaniu, bo jest co podziwiać). 
Ostatnie, bardzo przyjemne hasełko to szron. Moje oszronione liście i kwiatki wyglądają tak:





Ten spory naszyjnik z własnoręcznie wyplecionymi kwiatkami zawiesiłam na długaśnym łańcuszku. Pasuje do wysokiej kobietki, i taka też od razu go przygarnęła:) Szybko znalazł właścicielkę, bo powstał wczoraj wieczorem, a dziś rano poszedł:) Jestem z niego bardzo zadowolona, minus za fotki, bo światło nie to. Pochmurny poranek nie zachęca do pstrykania.
W międzyczasie powstało ciut zwyklaczków.

Kolczyki z wisienką już też znalazły właścicielkę.
Lubię wracać do szkiełek, bo można pod nimi umieścić coś fajnego. Tym razem frywolitka.


Na koniec zamiast kulinarnie, będą pazury.Są różowe, choć coś słabo to widać.
Miłego dnia!


poniedziałek, 19 listopada 2012

Z górki?

Mam nadzieję, że tak. Optymizm powoli powraca. Może jak zacznę od poniedziałku tak raźniej, to już tak zostanie? Oby, oby... Z całego serca wam dziękuję. Bez was nie byłoby tak fajnie:) 
Zaczęłam kilka różnych rzeczy naraz, trzy szydełka stacjonują w różnych miejscach i w różnych włóczkach, jakieś pseudodecu się szykuje (jedną rzecz niechcący zmarnowałam w głupi sposób, ale o tym przy okazji), pudełko ze sznureczkami stoi niemalże na środku pokoju, pudełka z koralikami zaraz obok łóżka, maszyna w pełnej gotowości, bo już materiał wycięty i szyć trzeba...
Coś nie bardzo się lubimy z tą moją maszyną. Jakby zupełnie zapomniała, jak bardzo się z niej cieszyłam jakieś 8 lat (oo rety, to już tyle?) temu. Wkurza mnie, nie współpracuje. Może się obraziła, że wolę igiełkę i żyłkę? Przez kilka lat niemal nie było dnia, żebym nie szyła na tej mojej maszynie, a teraz zwyczajnie tego nie lubię. Jak mam skrócić komuś spodnie, to muszą "nabrać mocy urzędowej", a przecież roboty na kilka minut...Nic to, spodnie się zwęziły i skróciły, czeka bardziej ambitna praca w postaci "nataboretnych poddupnych zmiękczaczy". Mam takie fajowe materiały, że gdyby ktoś chciał usiąść i szyć, to mogłabym wymyślać i projektować, ew. wycinać. Broń Boże fastrygować. Wszystko na oko.
Dziś kolejna broszka w kolorach jesiennych liści dla kogoś bardzo miłego, kto zawsze mi sprawia dużo radości:) 


Zgłaszam ją jako moją interpretację listopadowego tematu w Klubie Twórczych Mam.
Bransoletka z koralików - nie wiem, czy sukces, czy porażka, ale naprawdę miałam ochotę ją spruć. w ogóle miała być całkiem inna, ale jak już się napracowałam, to szkoda mi było, bo też już ma swoje przeznaczenie. W sumie to nawet całkiem fajnie wygląda na ręku. 



Z biżuteryjnego frontu jeszcze takie, jak to już popularnie jest nazywane, zwyklaczki. Ale ja całkiem lubię nosić takie skromne rzeczy. Dostałam te koraliki w ramach którejś z wymianek i kolor mają świetny. Taki ni to granat, ni to fiolet... Śliwka po prostu. Zupełnie jak moje dzisiejsze pazury. Do tego zawieszka. 



Z rzeczy, które zalegają i nie są pokazane, została jeszcze butelka, również na wyzwanie z cyklu "Zrobione z mamą" w KTM.  Leży i czeka, zrobiłam z 50 fotek i za żadne skarby nie umiem jej sfotografować. 




Większość (jakieś 85%) zrobiła Iza. Farbki witrażowe spełniły swoje zadanie, Iza wymyśliła, żeby nakleić trochę mozaiki i ozdobić brokatem, ale wówczas wszystko dookoła mozaiki zaczęło spływać. Mała już chciała wszystko zmyć i wyrzucić, ale wkroczyłam do akcji. Butelka miała przypominać domek porośnięty jarzębiną. Zrobiłam zatem kontury dachówek i cegiełki na kominie, wtedy mała nabrała chęci do dalszego ozdabiania. Zgłaszam butelkę również do Szufladowego wyzwania z brokatem.
 Na koniec, jak to często bywa, coś słodkiego, czyli cynamonki w większym formacie i bułeczki z serem. Dobre były, bo 40 szt. od sobotniego wieczoru zniknęło:) 
Miłego tygodnia!