Byliście tu:)

środa, 30 stycznia 2013

Ostatni i pudełko

Znów pierścionek, bo stęskniłam się za suwakami:) Oczywiście na wyzwanie w Kufrze. Nawet nieźle pozował:)



A to pudełko poleciało do wspaniałej osoby daleko, daleko...


 Ta frywolitka jest przyklejona faliście - proszę nie myśleć, że krzywo;)
Miłej nocki i dzięki, że zaglądacie. Mnie chyba dopadły wiosenne porządki i niestety jakiś kaszel.

Kolejny pierścień i co wysłałam

Kolejny na wyzwanie w KK, zdjęcia nie chcą pokazać, jaki jest fajny i kolorowy. W środku jakiś znaleziony przez męża ćwiek czy guziczek...



Prezenty z rozdawajki doszły. Nic nowego, ale pokażę, niech żałują ci, którzy się nie zapisali;)
Lucyna dostała:

A Kate Z dostała:

Mam nadzieję, że jesteście zadowolone. Dziękuję za zabawę!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

A dziś pierścionki

Wczoraj, jak już się rozpędziłam, to powstało kilka rzeczy. Najpierw pierścionek, który szczególnie mi się podoba. Powstał przypadkiem, bo Iza chciała nauczyć się wstążeczkowych różyczek. To jest więc jej pierwsza:) Reszta to moja robota.
Zgłaszam go na wyzwanie w KK.


Pierścionek, na prośbę Izy zapozował też wraz z pudełeczkiem, taką mini-szkatułeczką. Słoiczek po kremie ozdobiłam decu (celowo go nie malowałam, żeby był ciut przeźroczysty), a wieczko małym hafcikiem.
Kolejny pierścionek wyszedł nieco tajemniczy, mroczny - prawie jak bohater romantyczny, dlatego zgłaszam go do kolejnego wyzwania w KK.

I jeszcze jeden
 A tu wszystkie razem:

I kolczyki tak rzutem na taśmę się udziergały:) Tylko słabo je widać, ale lepszej fotki nie będzie, bo poleciały.

 Dziś dostałam kolejne wyróżnienie od autorki bloga Magiczne Szydełko.  Dziękuję z całego serca, na pytania odpowiem, ale nie przekazuję dalej, bo zawsze mam z tym problem.

1. Spełnione marzenie z dzieciństwa?

Przychodzi mi do głowy tylko drewniany domek dla lalek, który ma moja córka - zawsze chciałam taki mieć, a ona go dostała, więc tak jakbym i ja go miała:))

2. Włosy długie czy krótkie?

Teraz raczej długie niż krótkie, ale kobieta zmienną jest...

3. Sposób na nudę?

A co to jest nuda?

4. Sernik czy makowiec?

Chyba jednak sernik, ale łasucha się pytacie...

5. Ulubiona książka?

Nie mam takiej najbardziej ulubionej.

6. Gdy nikt mi nie przeszkadza...

Dłubię, dłubię, dłubię.... bo to lubię:)

7. Co najchętniej dajesz od siebie  innym?

Zależy, czego chcą, ale dużo serca - to na pewno.

8. Jak będzie wyglądał świat za 100 lat?

No tego to nie dożyję:)

9. Drzewo z którym się utożsamiasz?

Brzoza? Zawsze miałam sentyment do brzóz. Czekam chwili, kiedy się zaczną delikatnie zielenić.

10. Zwierzę w domu?

Kot. Łobuz, ale go lubię.

11. Pieniądze szczęścia nie dają??

Niby nie, ale bez nich ciężko. Nie są najważniejsze.

Dziękuję Wam za wszystkie komentarze  i odwiedziny!

niedziela, 27 stycznia 2013

Bransoletki, bransoletki...

Jakoś opuściła mnie chęć na intensywne robótki, to wpływ jeszcze pewnego zdarzenia, ale mam nadzieję, że to chwilowe. Dokończyłam to, co zaczęłam albo robiłam coś prostego.
Bransoletki już wywędrowały do właścicielek.

A te jeszcze nie poleciały.
I taki pierścionek "się zrobił", ale nie pozował ładnie.


Pudełeczka - z nich jestem zadowolona. Recyklingowe oczywiście:)


Robią się kolejne, trochę decu skończyłam z Izką, ale będę pokazywać po kolei, jak fotki zrobię.
Mam czółenko - przyszło zamówione, trochę ćwiczyłam, ale wooolno to trwa, choć igłą nie wygląda tak ładnie.
 Jutro poślę też prezenty z rozdawajki, umówiłam się też na dwie prywatne wymianki, więc będę działać.

Kilka słów o mojej biżuterii, czyli pierwsza odsłona...

zabawy, do której się zgłosiłam - "Być Kobietą, być kobietą". Organizatorka - Tafcik - zaproponowała, by uczestniczki zabawy przez cały tydzień chodziły po domu w biżuterii, by poczuć się elegancko, po królewsku... A potem zrobić zdjęcie swojej ulubionej biżuterii i napisać o swoich odczuciach. Pewnie trudno Wam będzie uwierzyć, ale ja w domu nie lubię nosić biżuterii, z małym wyjątkiem, o którym powiem później.
Oczywiście, mam mnóstwo biżuterii, chyba nawet za dużo, ale nie potrafię niczego się pozbyć. Najczęściej noszę kolczyki i naszyjniki lub zawieszki na łańcuszku (korale baaardzo rzadko), ciut rzadziej bransoletki i pierścionki (tu też jest wyjątek, patrz niżej). Do pracy zawsze noszę coś pasującego lub wyróżniającego się. Lubię nosić to, co sama zrobię, ale mam też dużo rzeczy od Was i też je bardzo lubię. Ale... po powrocie do domu najczęściej to zdejmuję, bo mi przeszkadza. Od razu zrzucam naszyjniki i kolczyki. W tym tygodniu zrobiłam tak, że nie zdejmowałam tych biżutek i... męczyłam się trochę:) W niedzielę potrafię paradować po domu w biżuterii, bo to niedziela, wiadomo, ale na co dzień nie umiem i tyle. Tak samo mam z rajstopami. Do pracy owszem, bo lubię kiecki, po domu nigdy, ew. w niedzielę. Zwyczajnie mi rajstopy przeszkadzają.
Jedyna biżuteria, która jest ze mną zawsze, czyli ten wyjątek (oprócz zagniatania ciasta - wtedy zdejmuję), to obrączka i pierścionek zaręczynowy. Bez nich czuję, że mi czegoś brakuje. Bez względu na ubranie zawsze nosze te dwie rzeczy, nie lubię się z nimi rozstawać i nie zdejmuję nawet na noc. Dlatego pierścionek, choć brakuje mu dwóch cyrkonii, nie jest jeszcze naprawiony - jak się z nim rozstać?
Zgodnie zatem z zasadami zabawy zrobiłam mu fotkę.
Ciekawa jestem kolejnej odsłony.

A skoro już taki "zabawowy ten post", to muszę wspomnieć, że dostałam wyróżnienie od Cohenny, za które serdecznie dziękuję. Zgodnie z zasadami, powinnam ujawnić kilka faktów o sobie, ale czy jest coś, czego o mnie jeszcze nie wiecie? Kilka faktów jest powyżej:) Wiele z Was też otrzymało takie wyróżnienie, więc nie będę szukać, kto nie dostał. 

Zaraz kolejny, tym razem nieco "twórczy post".

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Wyniki i coś jeszcze

Witam was serdecznie, to dziś powinnam powiedzieć, kto wygrał w rozdawajce. Ale jeszcze chwilka. Najpierw muszę powiedzieć, że jednak liczyłam na trochę większe zainteresowanie. A tym, którzy nie zwątpili w urok wieży Eiffla w moim frywolitkowym wydaniu, dziękuję. W roli pana Randoma wystąpił pan Mąż, który dokonał losowania:)
A oto lista chętnych, brałam pod uwagę te komentarze, gdzie było wyraźnie zaznaczone, że osoba komentująca chce otrzymać prezent. Zapisały się:
  1. Mebelina
  2. Katarina79
  3.  Karto_flana
  4. kallinka
  5. Kasia
  6. Lucyna
  7. Modrak
  8. barbaratoja
  9. Aneta
  10. Jomo
  11. mrumru
  12. Peggy Brown
  13. Monia Fioletowa
  14. Kate Z
  15. lapappilon
  16. Edyta
  17. Skimmia
  18. jaGOODowo
  19. Puchatka
Pan T. wylosował Lucynę, która zgarnia nagrodę główną w postaci broszki z wieżą i naszyjnika różanego. Drugą wylosowaną jest Kate Z, która dostanie Mona Lisę i którą poproszę o przesłanie mi swojego adresu na @ (adres Lucyny mam). Gratuluję i proszę o chwilkę cierpliwości, coby Wam, moje drogie, ładne opakowania na "klejnoty" ptzygotować. Bardzo Wam dziękuję za wspaniałe komentarze i wspólną zabawę.
Ja się dziś też pobawiłam. Od dawna podoba mi się koronka pętelkowa/igłowa czy jak to tam się zowie. Jak chcecie zobaczyć cudeńka zmajstrowane z zamków błyskawicznych i takiej koronki, zajrzyjcie do tej zdolnej Kobitki:)) 
Mnie wpadła w ręce książka, gdzie pokazane było to i owo, postanowiłam spróbować i nie byłabym sobą, gdyby nie była to rzecz na wyzwanie w KK (a już z tysiąc razy obiecywałam sobie, że nie będę tak cały czas brać udziału w tych wyzwaniach...).
Romantyzm jednoznacznie kojarzy mi się z literaturą i przygnębiającymi, mrocznymi i tajemniczymi wizjami... Mój naszyjnik właśnie taki jest. Tajemniczy, nieco mroczny... No i pierwszą próbę koronki igłowej mam za sobą. Na pewno nie ostatnią. 
Jak Wam się podoba, może ma ktoś ochotę na taki mroczny wisior ze szklanym kaboszonem? Oddam w dobre ręce po prostu lub się wymienię na cokolwiek, np. motek włóczki czy kordonek albo inny przydaś. Bez losowania, wybiorę wg własnego widzimisię:)

A teraz, żeby do końca Was zanudzić, pokażę co zmajstrowałam w zeszłym tygodniu. Najpierw u Anzy zobaczyłam kombinowane czółenka do frywolitek i pomysł mi się spodobał. Potem w jednym ze sklepów internetowych zamówiłam sobie w promocji dwa czółenka (jeszcze nie przyszły zresztą, ale niedługo będę je miała). Do frywolitki czółenkowej robiłam przymiarki już nieraz, ale mi nie wychodziło (miałam już czółenko z szydełkiem, które oddałam znajomej - też się chciała nauczyć). I nie wiedziałam dlaczego. Potem Joie na Facebook-u pokazała okładkę swojej najnowszej książki o frywolitce i spytałam ją, czy jest tam jakiś kursik. Napaliłam się na tę książkę straszliwie, bo Aga to przezdolna bestia jest, ale pomyślałam, że zanim ja tę książkę będę miała, to wieki miną, albo w ogóle jej nie będę miała. Jednak impuls zadziałał. Wycięłam pseudoczółenko z okładki po kalendarzu, polakierowałam bezbarwnym akrylem, nawinęłam nitki, pokopałam w sieci... Tym razem nie szukałam filmików, bo z nich się nie mogłam nauczyć. Znalazłam jakieś fotki z opisem (ale nawet nie pamiętam gdzie to było, jak znajdę, mogę wkleić link) i podziałało! Ta książka mnie zmobilizowała. Już wiem, o co chodzi! Tak się cieszę, choć metoda znacznie wolniejsza niż igłowa. A oto mój wysoce prymitywny sprzęt i kawałek tego, co wyszło.

Pozaczynałam z 5 różnych rzeczy, kiedy ja to skończę? Miłej nocki!

niedziela, 20 stycznia 2013

W sumie to nic szczególnego

Najpierw jednak DZIĘKUJĘ. Dziękuję Wam za każdy pozostawiony komentarz. One naprawdę potrafią dodać otuchy w trudnych chwilach. Jakoś nie powstało nic biżutkowego od tamtego czasu, nie mogę się jeszcze do końca ogarnąć, bo ciągle mam w uszach te słowa i czuję, jakby mnie ktoś uderzył. Nie miałam jednak czasu na zamartwianie się. Nauczyłam się frywolitki czółenkowej:))) Ale o ty innym razem, bo to cała historyjka, a nie mam fotek.
W piątek trwały przygotowania do mini kinderbalu, bo Iza zaprosiła kolegów i koleżanki na urodziny. 
Dziś skończyłam tez swój pierwszy kołnierzyk, robiony tak po prostu, bez żadnego schematu. Miał być luźniejszy, bo nie lubię nic bardzo blisko szyi. Może zbyt luźny, ale nie jest zły. 

Na koniec słodkości. Częstujcie się przepysznymi muffinkami maślanymi, przepis stąd. Trafiłąm przypadkiem. Moje były bez malin i czekolady. Dziś robiłam kolejne, tym razem z czekoladą i muszę powiedzieć, że lepszych w życiu nie jadłam, a już trochę ich napiekłam:) Było też mnóstwo rogalików - też maślanych, ale wieczoru i siły nie wystarczyło mi na piękne ozdobienie tortu (po 9 godzinach pracy, muffinkach i rogalikach nie chciało mi się po prostu), dlatego postawiłam na kupne bezy. Smak za to wynagrodził, mam nadzieję, ubogi wygląd. Krem zrobiłam waniliowy i malinowy (maliny ze słoika - własne). 

Iza zadowolona z imprezy, inne dzieci też (chyba najbardziej z szaleństw na śniegu - suszarki prawie zabrakło na mokre czapki, sztywne rękawiczki i kurtki:), Adaś dodatkowo ma kaszel, co mi się nie podoba). Dobrze, że zdecydowałam się na naczynia jednorazowe - przy większej ilości dzieci (w sumie 8) sprawdza się znakomicie. Macie jeszcze kilka godzin na zapisywanie się na rozdawajkę - banerek z boku. Jutro losowanie - na pewno wieczorem. Dobrego tygodnia - i Wam, i sobie.

wtorek, 15 stycznia 2013

Anioł Adasia i maleństwa

Adaś przygotował anioła na konkurs szkolny. Jest z masy papierowej (takiej gotowej, kupionej w sklepie). Przy konturach pomogła mu troszkę Iza. Wyklejał go pracowicie sam, włosy też pomagała mu siostra wykonać. Za to ozdobił go sam moimi lakierami do paznokci i różnymi przydasiami (tu Modrak pewnie rozpozna podarowane mi przydasiowe kolczyki:))


 Fajny wyszedł, prawda?
Zajrzałam do Szuflady, bo miałam nadzieję, że nie upłynął jeszcze termin wyzwania i trafiłam dosłownie w ostatniej chwili. Przecież nie musi to być moja praca:)

Iza też szykuje anioła na konkurs, ale na wyzwanie już nie zdąży, bo jej anioł to poważniejsza sprawa. Dodam tylko, że zgodnie z wymogami konkursy anioły mają być płaskie, nie formy przestrzenne.

A teraz maleństwa. Dawno nic tak drobnego nie szyłam i jakoś ciężko mi szło. Z kolczyków jestem zadowolona, z zawieszki niekoniecznie. Polecą baardzo daleko, do osoby niezwykłej, ciepłej i skromnej. Dlatego maleństwa.


Dziwny ten dzień... Odczułam, że zaczyna przeszkadzać komuś fakt, że ośmielam się mieć jakieś swoje pasje i zainteresowania i większość ludzi odnosi się do tego w bardzo sympatyczny sposób... I to jest bardzo przykre. Dodam, że to nie jest kwestia zazdrości (przynajmniej tak mi się wydaje), może raczej poświęcanego na moje, że tak powiem "bzdurki". No tak, może powinnam ukrywać to przed światem i nie pokazywać, że coś umiem i sprawia mi to ogromną przyjemność. Kurczę, w domu jakoś to nie przeszkadza, a przecież odbywa się kosztem domowych obowiązków, a komuś z zewnątrz tak. Jasne, powinnam zamknąć swój kram z robótkami i przypomnieć sobie o nim na emeryturze. Przejmować się nie będę, choć wytrąciło mnie to z równowagi. Dłubałam od zawsze, może z mniejszą częstotliwością, więc dlaczego miałabym tego nie robić dalej?

Dziękuję serdecznie za każde słówko, cieszę się z powiększającego się grona obserwatorów:)