Byliście tu:)

niedziela, 28 września 2014

TUSAL 2014 #10 i znów malowanie :)

No tak, kilka dni poślizgu, na szczęście regulamin dopuszcza taką możliwość, bo u mnie ciągle dni za krótkie na wszystkie pomysły. Sobota skończyła się o 3.00 nad ranem po dniu pełnym porządków, przestawiania, przemalowywania.. Dziś słoik TUSAL-owy w towarzystwie kolejnych eksperymentów z farbą Annie Sloan Chalk Paint.

Farbę można kupić tutaj, a przy okazji poczytać co nieco i pooglądać cudeńka w różnych wersjach kolorystycznych. Ja na razie używam jednego koloru (http://www.oldnewstyle.pl/produkty/annie-sloan/item/chalk-paint-6). Po przemalowaniu wielu rzeczy widzę jego różne możliwości, co na pewno podsumuję, jak już wrzucę wszystkie metamorfozy. 
Używam Chalk Paint zupełnie intuicyjnie i efekt za każdym razem mi się podoba. Tak, jeszcze Was pomęczę tą farbą.

Przy porządkach wpadła mi w ręce drewniana patera. Lakier na połysk,tak sobie pomyślałam, żeby spróbować na tym. Oczywiście cienka fotka przed:)

Jako, że skończył mi się ciemny wosk, po pomalowaniu rozcieńczoną farbą przetarłam nieco paterkę papierem ściernym i ręcznikiem papierowym wtarłam wosk bezbarwny. Ma taki fajny, szlachetny połysk.
Szkatułka również wczoraj podczas porządków wpadła mojej córce w łapki. Tym razem to plastik. Pomalowałam bylejak, żeby farba nie weszła we wszystkie zagłębienia i okrągłym pędzlem naniosłam wosk. Jest nieco ciemniejszy, bo nie myłam pędzla po ciemnym wosku, aby uzyskać inny efekt. 


 
I tak pod wpływem impulsu udało się znów coś nowego zrobić. Mała rzecz, a cieszy:)
Miłego tygodnia Wam życzę, mój znów zapowiada się ciężki, ale chyba większość z nas tak ma, że ciągle trzeba gdzieś gonić. Dobrze, że udaje się wykraść jakieś maleńkie chwile, które pozwalają zrobić coś kreatywnego i uspokoić nieco myśli.

czwartek, 25 września 2014

Jesień w Kanadzie - druga odsłona wyzwania cyklicznego


W ferworze ostatnio aż za bardzo intensywnego życia o wyzwaniu na jakiś czas po prostu zapomniałam. Zapomniałam... Ale zdążyłam. Dziś upływa termin zgłaszania prac w wyzwaniu cyklicznym Śniadanie na świecie u Karto_flanej. Tym razem Kanada.
Ufilcowałam na mokro kwiat, całkiem spory... Z jesiennym liściem. Pełen kolorów, żeby kojarzyło się z pięknymi zdjęciami, które Ela zamieściła na swoim blogu. Lubię wyzwania, więc nie mogłam odpuścić.



Dla dopełnienia całości jeszcze jesienne ciacho - torcik urodzinowy Adasia z malinami, posypany wiórkami z batonika czekoladowego i chałwy. Ach, i ciasteczka lawendowe:)
Zdjęcie wzięłam z bloga Karto_flanej.


Kolejna praca to babcine koronki i wyzwanie w Klubie Twórczych Mam. Bransoletka z koronki frywolitkowej (metodą szydełkową). Jestem z niej zadowolona, bo wyszła elegancko.




Dziękuję za odwiedziny i komentarze. Pozdrawiam.

środa, 24 września 2014

Ciąg dalszy zabawy z Annie Sloan w ramach przygotowań do szkoły i nie tylko

Frywolitki długo na mnie czekały, bo miałam chwilowo inne zajęcia lub byłam (i niestety jestem nadal) tak padnięta, że nieraz nie ma siły kiwnąć palcem. Jak to jest, że czeka się na sobotę, a jak już ona nadchodzi, to haruję bez wytchnienia do 1.00 w nocy? 
Nie o tym jednak chciałam. Najpierw poczęstujcie się proszę pyszną konkursową eksperymentalną szarlotką, bo zejdzie się Wam z oglądaniem i czytaniem:) Zieloniuchna, a co! Miejsca niestety żadnego nie zajęła (i nie wiem czemu), ale została sprzedana na szczytny cel.

Jak już sobie tak testuję tę Annie Sloan Chalk Paint, to postanowiłam przemalować kilka rzeczy i osiągnąć różne efekty. Udało się i bardzo mi się podoba.
Ku mojej rozpaczy przepadły zdjęcia "przed", zaś "po" musiałam robić drugi raz.
Najpierw, po krześle, do przeróbki poszedł wspomniany stół, ale z nim się zeszło długo... Poświęcę mu inny wpis, bo chyba na to zasługuje.
W międzyczasie przemalowałam ławę, która niegdyś zyskała już nowy wygląd i przez jakiś czas służyła Adasiowi jako biurko, potem jako stolik na moje robótkowe klamoty. Tak było:

 Teraz, po przemeblowaniu w domu, ława ma służyć jako... ława:) Ale u mnie każdy mebel z innej parafii. Cóż, jak się nie ma co się lubi... to się maluje tak, żeby się lubiło:)
I to stare decou ukryłam pod warstwą Chalk Paint. Może źle zrobiłam, że nie przetarłam nierówności (moje decou takie właśnie nierówne było), ale to też ma swój urok.
Tym razem dodałam delikatne kwiaty, niezbyt dużo ciemnego wosku i jestem bardzo zadowolona. Mam ciemny pokój, mebelki powinny być jasne. Nogi stolika są pokryte tylko bezbarwnym woskiem (podobnie jak nogi krzesła). Tak jest:

W dalszej kolejności do przeróbki poszło biurko Izy (a właściwie stół). Było:

Blat chciała odrobinkę ciemniejszy niż ława, ale nogi znów pozostały jasne. 

Tak oto kącik do nauki jest przygotowany całkiem, całkiem... Bardzo szybko i przyjemnie, bo taka jest w użyciu farba. Na blaty używa się więcej wosku, bo wiadomo, że są narażone na użytkowanie:) Jest:




Chciałabym ten komplecik zgłosić do wyzwania Gościnnej Projektantki w Szufladzie "Jesienią do szkoły". Ja przygotowania poczyniłam częściowo już wcześniej, bo stolik przyniosłam gdy dzieci były na wyjeździe. Czekała na nie niespodzianka, czyli przemeblowanie, porządek i zorganizowane kąciki do nauki. Teraz dopełniłam całości, przemalowując Izy mebelki.

Kto by pomyślał, że trochę farby i wosku może sprawić tyle radości? 
I prawda jest napisana na puszce, że absolutnie każdy może używać Chalk Paint. To dziecinnie proste, nawet dla mnie.
Na dziś wystarczy. Mam jeszcze oczywiście stół w zanadrzu i małe biżu, ale na jednego posta za dużo. Wzięłam się za filcowanie, bo niedługo czeka mnie nie lada wyzwanie: mam poprowadzić warsztaty. Oczywiście trema jest. Ale wiem, że dam radę:)
Pozdrawiam!

niedziela, 14 września 2014

Morska przygoda

Miało być jeszcze letnio, tradycyjny zestaw kolorków w stylu marine: biel, granat i czerwień. No właśnie, miało być...
Wyszło inaczej. Są morskie wodorosty, algi w przepięknych odcieniach. Podstawą jest wachlarzowy wzór Coriny Meyfeld. Nici to błyszcząca cudnie Decora.


Bransoletkę zgłaszam do wyzwania w Szufladzie.


Inspiracje morskie:


I żeby tak nie było za mało, to jeszcze kolczyki z pastelowej Lizbeth. 



Na polu robótkowym od jakichś dwóch tygodni (powyższe prace są sprzed dwóch tygodni) nic się nie dzieje. Meble się odmieniają powoli. Stół ma już blat na gotowo, ława też już przeszła metamorfozę z Annie Sloan. Wczoraj zrobiłam piękne zdjęcia. I... karta od aparatu zrobiła psikusa. W telefonie też nie ma wczorajszych zdjęć, to chyba jednak wina komputera, bo na karcie robi jakiś skrót, a zdjęcia tylko wcześniejsze są... Nie wiem, co się dzieje. Miałam zdjęcia sprzed metamorfozy mebli i nic. Inne postaram się zrobić od nowa. 
Nie mam kompletnie siły... Zawsze czekam na weekend, a potem okazuje się, że padam ze zmęczenia i nie ważne, czy to sobota, czy niedziela...
Dzięki tym, którzy zaglądają, a tym, którzy zostawiają słówko dzięki podwójnie.

czwartek, 11 września 2014

Zupełnie nowa zabawa, czyli jak poznaję Annie Sloan

Zabawa z innej bajki... Zupełnie do mnie niepodobna... Bo ja naprawdę nigdy nie pałałam miłością do malowania mebli. Tymczasem zaczęłam to lubić. Lubić to już nawet za mało, chociaż przygoda dopiero się zaczyna. Przygoda nazywa się Annie Sloan Chalk Paint. Czasem spełniają się małe marzenia, a ja chciałam mieć odmienione (niektóre) meble... Jakoś odkładałam w czasie to marzenie, bo i nie było ku temu okazji. Teraz mam możliwość wypróbowania rewelacyjnej farby i innych produktów Annie Sloan. O farbie możecie sobie poczytać w sieci, już same zdjęcia, jakie pojawiają się po włączeniu grafiki w google, po prostu oszałamiają.

Kilka słów jednak na początek.
Annie Sloan Chalk Paint to farba inna niż wszystkie. Nazwa to nic innego jak imię i nazwisko pani, która wynalazła tę  farbę, a kolory opracowała poszukując inspiracji w różnych krajach. Nawet niektóre nazwy kolorów sugerują, czym się inspirowała.
Wybrałam dwa kolory: Cream oraz Emperor's Silk.
Od razu wypróbowałam ten jasny. Oczywiście w planach szereg przemian, ale zaczęłam od drobnych rzeczy. Pierwsze w ręce wpadło drewniane pudełeczko. Niewielkie, w sam raz na szybkie malowanie.
Nie rozcieńczałam farby, pomalowałam na raz. Wyschło zaskakująco szybko. W żaden sposób nie przygotowałam powierzchni. Nie, nie dlatego, że mi się nie chciało (normalnie rzeczywiście by mi się nie chciało). Po prostu nie potrzeba. I to jest faaaajne:) Przetestuję inne powierzchnie, zobaczymy...
A potem znów czysta przyjemność, czyli nakładane wosku. Słyszałam o wosku, ale do głowy by mi nie przyszło, że to takie proste i daje takie efekty. Nałożyłam go za pomocą ręcznika kuchennego (papierowego). Usunęłam nadmiar i odczekałam chwilkę, bo drugą  warstwę można nakładać praktycznie od razu. Tym razem ciemny wosk. Nie starałam się za bardzo, ale efekt jak dla mnie boski!
Przed:
  
Po:

 
Potem już nie wytrzymałam i na prośbę córki pomalowałam krzesło. Do pokrycia użyłam 2 (tak, dwóch!) łyżek farby i odrobinki wody. Malowałam dwie cienkie warstwy. Potem wosk, tym razem nakładany miękką szmatką. Gdzieniegdzie (to życzenie Izy) Nałożyłam ciemny wosk. A wszystko to w jeden wieczór! Przepolerowałam odrobinkę to krzesło rano, a zajęło to zaledwie chwilkę...
Przed:
W trakcie:

Po:






Nie wiem, czy kogoś zachęciłam tymi mizernymi fotkami, ale MUSIAŁAM podzielić się pierwszymi wrażeniami na gorąco. Macie ochotę na więcej? Nawet jeśli nie, to ja mam, bo zabrałam się za kilkudziesięcioletni stół, który bardzo lubimy, ale niestety jest mocno podniszczony. Szpachla poszła w ruch... Tylko, kurczę, dzień taki krótki...
Ze stołem jest więcej roboty. Idzie dużo wolniej, bo trzeba czekać, stół niechętnie współpracuje, ale jak dziś patrzę na niego (na razie zaszpachlowany i pomalowany na 3 razy blat, nogi gdzieniegdzie zaszpachlowane, czekają na swoją kolej), to tylko jedna myśl przychodzi mi do głowy: nie będę się go wstydzić. Już go widzę po skończeniu roboty... A moja rodzinka cieszy się razem ze mną:) Ileż radości może przynieść trochę farby i wosku...
Fotoreportaż w przygotowaniu, niedługo kolejna odsłona mojej przygody.