Byliście tu:)

wtorek, 2 stycznia 2018

Czas pędzi nieustannie,...

A lista blogowych zaległości zamiast maleć, ciągle rośnie.
Zgrywanie zdjęć z z telefonu na komputer - to jest główny problem. Nawet nie brak czasu, tylko niechęć do zgrywania zdjęć. Pogodziłam się z tym, że niewiele osób tu już zagląda. Ważnych jest choćby tych kilka osób, które są mi bliskie i do których ja z radością i niecierpliwością sama zaglądam. I za to Wam dziękuję kochani :) 
Zastanawiam się znów od czego zacząć. Zrobiłam porządki w telefonie, bo już miałam zapchaną kartę pamięci i pamięć wewnętrzną. Od początku 2015 roku prawie 5 tys. zdjęć, z czego większość to moja radosna twórczość.Skłoniłam się do małego podsumowania minionych trzech lat z racji tego, że na karcie mam zdjęcia od początku 2015 roku.
Biżuterii wykonałam w tym czasie sporo, o czym świadczy liczba zdjęć. Część z nich udało mi się usunąć, bo nie potrzebuję 10 ujęć tej samej bransoletki. Dużo miejsca zajmują zdjęcia zwierzaków naszych kochanych. Niestety, chomiczka już nie ma z nami - podobno 2 lata to długie życie u chomika. Cóż - bardzo to sympatyczne stworzonko było. Jest nowy - piękniś taki, ale niestety niezbyt sympatyczny. Nie udaje nam się go oswoić. Nie lgnie do ręki jak tamta chomisia... A szkoda. Króliśka ma się za to znakomicie, ma skończone 4 lata i ciągle jest taka kochana. W międzyczasie przybył piesek. Taki podwórkowy kundelek, który (ku mojemu zdziwieniu, bo nie lubię psów w domu) ma swoje miejsce w kuchni i często zagląda, żeby się pobawić lub zaliczyć drzemkę. Jest wyjątkowy, bo ma wadę zgryzu - górna szczeka wystaje mu poza dolną ze 2,5 cm! Ale radzi sobie znakomicie. I dużo zajmuje miejsca w telefonie, bo przybiera niesamowite pozy, które koniecznie trzeba sfotografować :)
Trzy lata to u mnie ogromne zmiany w życiu zarówno prywatnym, jak i robótkowym. Przede wszystkim choroba Izy, która nam nieźle namieszała, ale wydaje się w miarę opanowana. Po drugie - remoncik, dzięki któremu dzieci zyskały swoje miejsce (no i my wreszcie też...). Więcej przestrzeni dało mi możliwość poukładania nieco swoich rzeczy do tworzenia - a jest tego naprawdę dużo. Po trzecie - rozwój tego, czego wcześniej się nauczyłam i poznanie nowych technik rękodzielniczych. Wiecie, że jestem dość wszechstronna, często zarzekam się, że czegoś nie spróbuję, bo za trudne, bo za drogie, a potem ciach - coś mnie ciągnie do tego, by choć spróbować. Kilka technik poznałam tylko po to, żeby pokazać swoim dzieciom, ponieważ w szkole mają ograniczone możliwości nauki innych technik niż malowanie czy rysowanie. Samo jakoś tak mnie wzięło na podsumowanie, mam potrzebę spisania tego, choć być może nikogo to nie interesuje poza mną.

1. Szydełkowanie - towarzyszy mi od dziecka. Szydełkuję wtedy, gdy mam taką potrzebę, zamówienie lub gdy zauroczy mnie jakaś włóczka. Generalnie robię to dość rzadko. W ciągu roku może z 5 rzeczy. Szydełkować umiem bardzo dobrze.
Niedawno zrobiłam sobie chustę, a na specjalną prośbę koleżanki nosidełko dla pandy :)




2. Robótki na drutach - raz na kilka lat. Idzie mi wolno, nie przepadam. Nie miałam nigdy ochoty za bardzo zgłębiać wiedzy w tym temacie. Na moje potrzeby wystarczą podstawy.

3. Szycie - kiedyś przerabiałam, szyłam na okrągło - zdecydowanie mi się przejadło. Szyję jak muszę. Nawet portki wolę podkleić niż wyciągać "znielubioną" maszynę.

4. Decoupage - mówiłam, że nie spróbuję, bo to nie dla mnie. Kłamałam :) Nie jestem wyrafinowaną dekupażystką, ale myślę, że idzie mi nienajgorzej. Rzadko z potrzeby własnej coś ozdabiam tą metodą. Najczęściej na zamówienie lub konkretnych okoliczności (np. na prezent) czy prowadzenia warsztatów. Lubię, ale najczęściej nie chce mi się wyciągać tych wszystkich akcesoriów.

Przykładem niech będą zakładki zrobione z Izą na Dzień Nauczyciela oraz skrzyneczki. Większym skrzyneczkom poświęcę odrębny wpis.





5. Frywolitka - tu można by napisać całą książkę. Na początku mówiłam, że to za trudne. Tymczasem od 2011 r. udało mi się poznać wszystkie 3 rodzaje frywolitki - szydełkową, igłową i czółenkową. Miłość absolutna, bezwarunkowa i bezkonkurencyjna. Dzień bez frywolitki jest dniem straconym. Najczęściej jest to biżuteria, choć zdarzyły się serwetki. Jako osoba dość niecierpliwa wolę mniejsze formy. Mam ogromną ilość nici i czółenek (choć jest wiele dziewczyn, które mają kilka lub kilkanaście razy więcej), przetestowałam naprawdę mnóstwo nici i sądzę, że w tej technice sporo wiem i sporo się nauczyłam.

Tu też pojedyncza fotka mojej serwety, największej dotąd pracy frywolitkowej. Doczekała się lepszego zdjęcia. Mnóstwo biżu czeka na pokazanie.  



6. Papierki, karteczki, rysowanie, malowanie - tu wystarczą mi podstawy, które wykorzystuję w zależności od potrzeb. Na co dzień nie ciągnie mnie do tworzenia karteczek. Podziwiam cudne scrapowe prace, które są tworzone przez inne osoby. Mam kilka dziurkaczy, jakieś stemple. Najczęściej tworzę karteczki razem z dzieciakami z parafialnego chórku lub po to, żeby komuś wysłać.

Tu ostatnie karteczki, do których wykorzystałam kopię rysunku autorstwa mojej córki. A tak w ogóle blog z jej pracami też wymaga uzupełnienia o całe mnóstwo zdjęć, głównie rysunki.



7. Filcowanie na mokro i na sucho - lubię od czasu do czasu. Najczęściej wykorzystuję umiejętności po to, by poprowadzić warsztaty (kwiaty, bombki, jajka wielkanocne). Sama z siebie rzadko sięgam po wełnę. 

Ostatnio prowadziłam warsztaty świąteczne, dzieciaki co nieco pofilcowały, ja zajęłam się instruktażem. Oto kilka ich prac. 




8. Tworzenie kwiatów z bibuły - poznałam niejako dzięki swojej pracy na warsztatach prowadzonych przez panie z GOK w Bolimowie, gdzie tworzą kwiaty od lat. Udało mi się tę technikę zaszczepić na "własnym podwórku". Kwiaty tworzę albo na zamówienie, albo na jakąś okazję. Najczęściej po to, by zapewnić "rozrywkę" osobom odwiedzającym stoisko stowarzyszenia (na festynach, lokalnych imprezach), w którym pracuję. Dzieci chętnie się uczą różyczek lub krokusów z krepiny. Moją dumą są mieczyki, które wyglądają jak żywe. Na co dzień mnie nie ciągnie do bibuły.


9. Foamiran - ooo, to zdecydowanie najmłodsza technika, którą dopiero co zaczęłam poznawać i nie pojmuję, dlaczego wcześniej się za to nie zabrałam. Prosta, niedroga, a efekty daje rewelacyjne. Chyba się polubimy :). Nawet mój syn umie zrobić całkiem przyzwoitego kwiatka. Zaczęło się od chęci ozdobienia szkatułki takim kwiatem. 





10. Tworzenie biżuterii mieszanymi technikami - tutaj zdecydowanie lubię działać. Łączenie haftu, frywolitki i koralików - to jest to! Ciągle chodzi mi po głowie mnóstwo projektów. Najbardziej ostatnio lubię tworzyć broszki w kształcie pająków. Mieszanka hafu wykonanego wełenką, potem wyczesanego dla uzyskania efektu puszystości, haftu koralikowego, frywolitki - efekty na pewno pokażę, bo już poczyniłam kilka pająków, które są moim pomysłem i jestem z nich bardzo zadowolona. 

Ten był największy. Był - bo go zgubiłam. A był mój... Kolejne pająki innym razem.




11. Sutasz - jak się okazało miłość tylko przelotna. Szło mi średnio (wtedy myślałam że rewelacyjnie, hihi), ale byłam uparta. Jak się pojawiło za dużo sutaszowych cudeniek w necie, jakoś przestało mnie ciągnąć do tej techniki. Czasem ktoś o coś poprosi - wówczas wyciągam sznureczki.

12. Malowanie mebli - tu nieco przez przypadek nauczyłam się malować meble farbą kredową i przecierać woskiem. Meble u mnie w domu w znacznej mierze musiałam przemalować, bo były w różnym stanie i z różnych "parafii". Jeszcze nie wszystko przemalowałam, ale to kwestia czasu. Efekty wynagradzają cały trud i sprawdzają się w praktyce. Mam sporo zaległości do pokazania.

13. Haft koralikowy, beading - sam w sobie czasem mnie ciągnie, ale najczęściej mieszam go z frywolitką. Wtedy ma dla mnie to "coś". Umiem tkać na krośnie, ale to domena mojej córki (nie ciągnie mnie do krosna).

Dwa kompleciki koralikowe stworzone na wakacjach u mamy.




14. Haft (płaski, przestrzenny, krzyżykowy) - Wykorzystuję go do biżuterii. Sam w sobie nie jest moim faworytem. Krzyżyki niegdyś lubiła moja córka. 

Tu broszka dla znajomej, która ma plantację czarnego bzu i działalność ekologiczną. Broszka jest wykonana na podstawie logo zaprojektowanego przez moją córkę :)



15. Wiklina papierowa - poznałam z ciekawości. Lubię, ale mam dla niej zdecydowanie za mało czasu. Nie ma mi kto kręcić rurek :) Najczęściej wykorzystuję technikę do prowadzenia warsztatów. Mój syn jest świetny do kręcenia rurek. 

16. Temari - nauczyłam się z potrzeby chwili, przekazałam co nieco mojej córce i to by było na tyle. Nie ciągnie mnie. Podziwiam, wspaniała technika.

17. Makrama - z makramą to jest różnie. Niby lubię, ale nie sięgam po nią zbyt często. Nie umiem zbyt wiele, ale efekty mi się podobają. Przetestowałam sporo sznurków i zdarza mi się wyplatać biżuterię. Niezbyt trudne formy. najczęściej paski do zegarków - takie akurat zdarzają się zamówienia.

Komplecik dla mnie w pięknym śliwkowo-bordowym kolorze. Coś tam więcej jest do pokazania, na pewno paski do zegarków.



18. Inne - właściwie to sama nie wiem jakie "inne". Czasami zdarzają się jakieś dekoracje, coś nietypowego, typu torty z ręczników. Pewnie w ciągu minionych lat coś się znalazło takiego, czego nie da się przyporządkować do punktów powyżej, ale nie pamiętam w tej chwili. 

Jest tego trochę i cały czas coś "się tworzy", stąd potem dylemat: tworzyć czy wrzucać na bloga. Kiedyś jakoś łatwiej dało mi się to wszystko pogodzić, a teraz jakoś nie.

Końcówka minionego roku była bardzo intensywna. Niestety nie lubię tego czasu przed Świętami, gdy nie wiem w co ręce włożyć. Przygotowania najczęściej zajmują mi 1-1,5 dnia i skupiają się na niezbędnym minimum. Tym razem przynajmniej udało mi się wysłać kilka kartek. Zapewne doszły po Świętach...
Miałam nieoczekiwane zamówienie na mega bombki. Takie 30-centymetrowej średnicy. Wiszą w naszym kościele i muszę przyznać, że jestem zadowolona :) 






Tym świątecznym akcentem żegnam się z Wami dzisiaj. Zdjęcia zgrane więc może już będzie łatwiej coś dodać w przyzwoitym czasie. Długo mnie nie ma, więc potem zaglądający mają długaśną lekturę. 
Wielkie dzięki za odwiedziny!