Byliście tu:)

poniedziałek, 31 października 2011

I znów poniedziałek, prezenty i nowości

Poniedziałek, poniedziałek. Nie musiałam iść do pracy, ale nie ubyło przez to innej roboty. Nie miałam kiedy w weekend napisać posta. A jak miałam kiedy, to moje cudowne łącze internetowe odmawiało mi posłuszeństwa. No trudno, może się teraz uda. Po pierwsze, w piątek dostałam przesyłkę od Czarnej Loli za złapanie licznika. Gały wyszły na wierzch! Bardzo piękne, starannie wykonane i pomysłowe prezenty! Jestem bardzo szczęśliwa, mogąc zobaczyć na własne oczy coś, co Ola wykonała. Kolczyki noszę i nie mogę się nacieszyć, bo takich nie miałam. Kolorki super! Spinkami dzielimy się z Izką. Naszyjnik zaś czeka na szczególne okazje. Bardzo Ci Olu dziękuję! Jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich dzieł. Jeszcze raz dziękuję za te śliczności.



 Jak już się tak chwalę, to dziś dostałam paczuszkę od Modrak z koraliczkami z Przydasiowego Pudełeczka. Co ja mówię  - koraliczkami, to są naprawdę spore kamienie! Tu porcja naturalnych (będą z tego naszyjniki, bransolety i pierścionek), a dalej szkiełka w super czerwieniach i delikatnych żółtawo-zielonych odcieniach oraz syntetyczne srebrne. Bardzo mi się to wszystko podoba i kilka razy musiałam wszystkiego podotykać i podziwiać. Dziękuję z całego serca!

 A na koniec zamówiony prezent przez koleżankę dla innej koleżanki. Trochę nasz wspólny prezent. Mam nadzieję, że się spodoba. Zawieszka i bransoletka w brązach. Szklane perełki i toho.
Na koniec gratka dla mnie, ponieważ moja córcia będąc na wycieczce w Warszawie kupiła mi dwa koraliczki. Białe w łatki. Musiałam zatem zrobić coś dla siebie. Są kolczyki. Kolory totalnie zafałszowane, bo fotki robione przy sztucznym świetle. Są biało-czerwono-brązowe. 
 Życzę Wam miłego tygodnia, może coś tam jeszcze napiszę, jak nie będzie problemów z siecią. Lecę smażyć krokiety.

środa, 26 października 2011

Pierścioneczki i prośba

Dziękuję Wam bardzo za komentarze pod poprzednim postem. One tak mobilizują, że sama się czasem zastanawiam, skąd mam na to wszystko siłę. Ten tydzień to pierwsza zmiana mojego męża w pracy, więc i ja rano wcześniej wstaję. Jak się uda wszystko biegiem ogarnąć (a jakoś wyjątkowo się udaje), to po pracy jest czas na odrabianie z dziećmi lekcji i jednocześnie robótki. Pędzę, bo mam kilka zamówień, a ciągle gdzieś tam coś jeszcze "wisi" z dawno obiecanych rzeczy. Robię te najpilniejsze. Fotki pstrykam najczęściej rano, choć to coraz trudniejsze, bo rano jest ciemno.  Bywa, że w domu jest koszmarnie brudno, albo że pranie wisi tydzień, ale nie w tym tygodniu, bo jeszcze nadążam. Mam troje Pomocników i jak im się chce to pomagają, a ja doceniam tę pomoc. Każdy umyty talerz czy zamiecioną podłogę bardzo chwalę:) Nie zawsze są chętni - też bywają zmęczeni. Tatuś też przecież pracuje, a i szkoła męczy, szczególnie pierwszaków:) (Zwłaszcza, jak trzeba ciągle coś kolorować, a bajki lecą w TV...) Poza tym są do zrobienia pewne "podwórkowe" prace, którymi ja się nie zajmuję, więc w domu siłą rzeczy trzeba... Dobra, bo znów się zagadałam, pokazuję te kiepskie foty.
Zamówione były dwa. Jeden koniecznie z jasnym brązem, drugi zółto-czarny. Jakoś wyszły mi dwa zółto-czarne - do wyboru.



Na koniec coś ciekawego: koniecznie zajrzyjcie do Mupki, bo robi świetne rzeczy! Małpeczki tak sympatyczne, że nie można im się oprzeć. Blog dopiero się rozkręca i potrzebuje mobilizacji. Dorotko, pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za powstanie pierwszej sutaszowej, samodzielnie wykonanej  broszki!

P.S. Myślałam, że ktoś może złapał fajny licznik u mnie... Cieszę się z tych 10 000:) i witam nowe Obserwatorki.

wtorek, 25 października 2011

Poniedziałek, brr...

Nie lubię poniedziałków, szczególnie, gdy od rana są wypełnione bieganiną i niepowodzeniami. Takie drobiazgi, ale potrafią skutecznie człowiekowi "umilić życie". Nie w domu, w pracy. W domu już też była bieganina, od szóstej wieszanie prania i inne głupoty, żeby tylko zdążyć do pracy, a dzieci do szkoły, przy czym to drugie ważniejsze, bo do pracy można się spóźnić:)
Posta pisałam przez cały dzień i nie udało mi się go zamieścić. Poniedziałek. Siła wyższa. Dziś też intensywnie od rana. Pokazuję weekendowe wytwory.
Zdjęcia tak koszmarne, że szok, ale było pochmurno i nieprzyjemnie.
Mitenki na zamówienie dla młodej dziewczyny. Nie wiedziałam jaki kolor lubi, w ręce wpadła zielona wełenka, więc są. Do tego kwiatuch-broszka, żeby pasowało do różnych ubrań. Milutkie, prościutkie...


W ferworze walk z ciuchami wyrzucałam na strych letnie bluzeczki i  znalazła się jedna dziurawa, z fajną klamerką. Pocięta z marszu na paseczek, a z paseczka powstała szydełkowa bransoleta. Mnie się podoba. A jak tak już wynosiłam, to i przyniosłam jedną, kolorową, elastyczną - na kolejną bransoletkę.





Ostatni weekendowy wyczyn to komplecik na zamówienie dla bardzo sympatycznej dziewczyny. Zadowolona jest, więc ja też. Z kompletu, bo z fotek już nie.





Na osłodę w ten paskudny poniedziałek udało mi się złapać licznik u Czarnej Loli:)
Jutro też pewnie będzie post, bo powstały pierścionki.
Wam dziękuję za odwiedzinki i dobre słowo.

piątek, 21 października 2011

UWAGA, UWAGA!

Wiem, wiem, że czekacie, ale tytułem wstępu muszę napisać parę słów. Przede wszystkim bardzo, bardzo dziękuję za wspaniałe życzenia. Dziękuję też za udział w zabawie. W sumie w kolejce po kolczyki ustawiło się 28 osób. Bardzo mi miło było pozaglądać na nowe blogi:) Dobra. Najpierw było uroczyste cięcie i składanie losów. Potem komisja losująca w składzie: Iza (z wyłącznym prawem do losowania) wrzuciła losy do bębna (tu: już bardzo pełnoletnia kryształowa miska), zamieszała losy i..... tadam! Oto szczęśliwy los:





Kolczyki wędrują zatem do LavinArt. Komisja nadzorująca (w składzie: Adaś) zatwierdziła poprawność losowania. Komisja dokumentująca (w składzie: ja) przeprasza za jakość fotek. Gratulacje! Poproszę zatem o adres do wysyłki, postaram się w poniedziałek wysłać prezencik.
Już myślę o kolejnym rozdaniu, bo to fajne emocje, a dzieciaki aż rwą się do losowania:)

Na deser ciasto wymyślone "na poczekaniu" - tak z okazji tej okrąglutkiej rocznicy. Mimo zmęczenia przyjemnie się robiło, a jeszcze przyjemniej jadło. Proszę się częstować. Pozdrawiam Was i z całego serca dziękuję za życzonka. Jak dobrze, że to piątek...

wtorek, 18 października 2011

Zabawa z kolorami

Nie potrafiłam się oprzeć. Gdy u Modrak zobaczyłam Wyzwanie, jak zawsze zajrzałam. A tam taki śliczny bratek i niesamowite zestawienie kolorów! I jak tu nie spróbować?  Myślę, że wyszło nieźle. Zabawa przy tym była super, relaks w czystej postaci. Oczywiście jak to u mnie musiał zaistnieć element recyklingu. "Serce" bransoletki to fioletowy koralik z odzysku obszyty wyzwaniowymi kolorami, do tego mały szklany (z zepsutych korali ze sklepu "wszystko po 3"), reszta - toho.  Pozostała część bransoletki to pokazywane już tutaj frędzle z ciucholandu. Tak mi się podobają, że wykorzystam je wszystkie :) Kolor dodany zgodnie z wytycznymi , dla "złagodzenia" całości.  Nie chciałam dodawać zupełnie innego koloru i wybrałam jasną zieleń, bo chciałam, żeby mi się to do końca kojarzyło z tym bratkiem. Zapięcie kombinowane, jakieś stare łańcuszki, które pomogły mi "zebrać" te frędzelki. Długość z zapięciem: ok. 19,5 cm, ale można przedłużyć (dzięki tym łańcuszkom), albo ostatecznie skrócić, jak się założy na rękę, skręcając frędzle - też wygląda ciekawie. Dwustronnie zaimpregnowana. Foty jak zawsze jakości średniej w porywach do kiepskiej.



 W tle moja kochana chusta z "butiku".
 A tu kurteczka odkupiona od koleżanki:)

Można jeszcze zgłaszać swój udział w Wyzwaniu do 6 listopada. Magdo, dziękuję za zabawę, te kolory od razu do mnie przemówiły:)

Miłego dnia i dzięki za odwiedziny.

poniedziałek, 17 października 2011

Nadrabiam zaległości

W związku z tym, że wkurzyły mnie pewne zamówione kolczyki, w ramach odreagowania postanowiłam nieco poszydełkować. A mam pewne zaległości. Poncho, które baaardzo długo leży (a co najmniej od początku mojego blogowania), mitenki... Poncho w weekend powiększyło się nieco i z radością zbliżam się do szczęśliwego końca, o ile wystarczy mi jednej wełenki. Mitenki dla Oli gotowe. Wiem, nie prezentują się zbyt ciekawie, ale miały być w spokojnych kolorach i skromne. To moje pierwsze:)  Podobają się właścicielce, a to najważniejsze. Właściwie to i mnie się podobają, koniecznie muszę sobie zrobić. 
 
A te kolczyki, które mnie wkurzyły, dokończyłam. Jak już się naszydełkowałam, wróciła chęć na sutasz. Wolałabym coś innego (już pomysł jest), ale kolczyki ważniejsze, bo zamówione. Miały być takie jak pierścionek, ale są większe. W tych samych kolorach, z takim samym kamykiem. Po raz pierwszy użyłam impregnatu do sutaszu i mam nadzieję, że to zda egzamin. Nie jest to wszystko jakieś szczególnie piękne, ale jest i już.
I jeszcze bombki, też moje pierwsze:) Ale skoro jajka się udały, to bombki też muszą.
Dziękuję Wam za komentarze:) Pozdrawiam Was cieplutko i życzę miłego tygodnia.

piątek, 14 października 2011

Otwieram szufladę i coś jeszcze

I znów jestem jakaś zmęczona... Ostatnio wkurzyły mnie pewne kolczyki, które muszę spruć. Miałam wczoraj nic nie robić. Miałam, ale... Zobaczyłam zabawę w Szufladzie i tak jakoś żaróweczka mi się włączyła sama. Podłubałam i wyszło coś. Coś, co nawet mi się podoba. Chyba największy problem sprawiło mi wymyślenie tych trzech kolorów, zgodnie z wytycznymi Modrak:) Ale są. Zieleń, srebrny i fiolecik. Bransoletka jest elastyczna, bo ma gumkę.






Zdjęcia takie sobie, jak zawsze. Ogólnie przyjemnie się robiło. Jest taka inna. A największym hitem jest materiał, z którego została zrobiona. Koraliczki z odzysku, srebrna gumeczka z ciucholandu i...

Weszłam w posiadanie czegoś takiego, pani z wiadomego sklepu miała jedno, dała mi. Podoba mi się ten kolor i sznurkowe frędzle. To były frędzle, dopóki nie odprułam ich od materiału, bo zaczęły się rozplatać. A początkowo chciałam coś innego. Jak już tak zaczęły zamieniać się w pojedynczy sznurek, pomysł na bransoletkę od razu zaświtał.
Zgłaszam zatem tę biżutkę do zabawy w Szufladzie.
A teraz będę chwalić. Nie, nie siebie (choć może troszkę pośrednio też). Że sutasz wciąga, to już wiecie. A że zaraża, to chyba też wiecie. Ostatnio poznałam pewną przesympatyczną, młodą osóbkę, która bardzo chciała nauczyć się wykonywania sutaszowej biżuterii. Sama nabyła ode mnie kilka par kolczyków, za co jestem bardzo wdzięczna, ale tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, że zgodziłam się ją nauczyć. Wahałam się tylko i wyłącznie dlatego, że nie czuję się profesjonalistką w tym zakresie i obawiałam się, że zwyczajnie za mało jeszcze wiem o tej technice. No ale... W ciągu naszych zaledwie trzech krótkich, ale bardzo miłych spotkań (no i po spotkaniach też, dzięki determinacji Dorotki), powstały takie oto kolczyki. Pierwsze samodzielnie wykonane i mam nadzieję, że nie ostatnie:)
Wiem, że Dorota przygotowuje się do wystartowania ze swoim blogiem (bo szydełkuje i widziałam już kilka ślicznych zwierzaków). Czekam z niecierpliwością i bardzo się cieszę. I DZIĘKUJĘ. Za to, że mogłyśmy się poznać. Za to, że mogłam pomóc. I za to, że mam z kim (mieszkającym tak niedaleko) wymieniać uwagi i doświadczenia:)
Miałam zamiar kończyć, ale właśnie odwiedził mnie pan listonosz. Oprócz dużej paki z zamówionymi sznureczkami, styropianowymi kulami i  innymi skarbami  była paczuszka. Losy paczuszki nieco smutne, ponieważ jakiś czas temu wygrałam candy u Kgosi i otrzymałam informację, że paczuszka została wysłana. Długo martwiłyśmy się obie, bo poczta zawiodła. Zawiodła na całego. Łudziłam się, że może dotrze, tylko trzeba poczekać. Pierwszy raz w życiu coś do mnie nie dotarło. Gosia jednak postanowiła po raz kolejny przygotować prezent. Ty razem dostałam. Coś pięknego! Gosieńko, JESTEŚ WIELKA! Masz naprawdę ogromne serducho, bo to przecież nie Twoja wina, że paczka zaginęła. Mnie jest głupio, że dwa razy się napracowałaś. Te kolczyki są takie cudne! Będą zawsze mi przypominać, że na tym świecie są ludzie, którzy nie znając się, bezinteresownie robią sobie prezenty. Kochana, bardzo, bardzo dziękuję! W ogóle już zdążyłam się pochwalić wszystkim dookoła. Ta karteczka jest też taka śliczna, że nie mogę się nacieszyć. A do słodkości oczywiście ślinka mi leci, bo łasuch ze mnie jakich mało. Sama nie jestem - synuś już poprosił o batoniczka, więc też jest zadowolony. 




A miały być jedne kolczyki z różyczkami...

I jeszcze właśnie się dowiedziałam, że  otrzymałam kolejne wyróżnienie - tym razem od NiKiTki
Dziękuję, bardzo mi miło:) W sprawie wyróżnień pisałam już dwa razy, więc nie przedłużam.
Rety, jak się rozpisałam, a czas goni! Wytrwał ktoś? Teraz zaczyna się "era karczocha", bo będzie trochę bombek:) Sutasz w tak zwanym międzyczasie. Trzymajcie się cieplutko!
Dzięki za każde słówko.