Byliście tu:)

sobota, 31 sierpnia 2013

Coś dużego, coś małego

Moja chyba największa do tej pory frywolitkowa biżuteria powstała specjalnie na wyzwanie w Kreatywnym Kufrze "Jesień". Co prawda nie przepadam za jesienią, bo jednak bardziej niż z ciepłem i feerią barw kojarzy mi się z zimnem, ale postanowiłam powitać ją kolorami. Mam nadzieję, że będzie słoneczna i prawdziwie kolorowa jak ten naszyjnik. Nie tylko brązy, ale również żółty, pomarańczowy, czerwony - taka właśnie ta moja jesień. I koniecznie troszkę zieleni. Odkryłam, że moje szydełko potrafi współpracować również ze zwykłymi kordonkami, nie tylko tymi lepszymi. Ale i tak zafundowałam sobie taki "firmowy" w musztardowym kolorze. Dużo frywolitki, do tego makramowe węzły i koraliki. Środek to kaboszon z przydasi od Janeczki. Jakoś tak się kolorystycznie wpasował. Zaczęłam od kwiatków w różnych kolorach. Potem dopiero dopasowałam ten kaboszon - miał być w pierwszej wersji czerwony guzik. Potem zastanawiałam się, co będzie bazą do tego naszyjnika, żeby nie był ciężki i przytłaczający. Myślałam o wycięciu bazy ze skórki w kolorze brązowym. Potem zaplotłam sznurki i zrezygnowałam, bo nie widać tego sznurka spod kwiatków. W końcu jednak zostawiłam sznurek. I jestem usatysfakcjonowana efektem końcowym. Uwaga: sesja zdjęciowa w plenerze i na modelce:) 
 Lewa strona jest estetyczna:




 Bluzka też w jesiennych klimatach zakupiona w "butiku" za całą złotówkę:)

Teraz nieco skromniej, choć też wyzwaniowo.
Wyciągnęłam - nie z szuflady lecz z pudła - jakiś gruby sznurek i wyplotłam bransoletkę. Do tego kaboszonek od Janeczki i mały frywolitkowy kwiatek. Potencjalne klientki jednak wolą skromne bransoletki, choć ja lubię "poszaleć".  Zgłaszam ją na wyzwanie w Szufladzie.





A tak przy okazji widać moje jeszcze letnie pazurki. No, udało mi się napisać tego posta, choć dzień jest okropnie zabiegany i męczący. Odpoczęłabym z szydełkiem w ręku a nie mam jak. Zła jakaś jestem, nie lubię, gdy coś zaplanuję, a wychodzi sto różnych problemów i plany biorą w łeb. Może dlatego, że to sobota, powinnam coś zrobić w domu, z dziećmi spędzić ostatnie wakacyjne chwile, a tylko biegam z jęzorem na wierzchu, bo gdzieś trzeba jechać, coś załatwić, bo nie wypada odmówić, nie wypada nie iść... A już furii dostałam, gdy postanowiłam w mieście nie kupować kwiatka na ślub kolegi (młodzi zresztą woleli kupony totka  - o to zadałam), bo u nas taniej, kwiaciarnia długo czynna... Podjeżdżam i klops. Nieczynne, brak informacji, podany telefon nie odbiera. W żadnym sklepie nie kupię nawet kartki (jest tylko w kwiaciarni), na zrobienie czasu brak... Czekałam pół godziny. W domu kompletnie zryczałam się ze złości, przecież nie będę jechać z powrotem do miasta. Ok. Kupiłam czekoladki, poukładałam je w ozdobnym pudełku na organdynie, Kartkę z życzeniami wydrukowałam (tusz w drukarce oczywiście na wyczerpaniu), opaliłam nad świecą, zrolowałam razem z kuponem totka i związałam wstążką. Pozbawiłam pudełka mojego syna, ale cóż było robić? Można było słodki bukiet, ale celofan też tylko w kwiaciarni... Dobrze, że wstążki mam w domu. Poradziłam sobie, ale tyle nerw mnie to kosztowało, że na ślub szłam wkurzona. 

Dobra, pożaliłam się, już mi przeszło. Odpoczęłam, zaraz znów w drogę. 
Dzięki za odwiedziny i dobre słówko.

wtorek, 27 sierpnia 2013

Była sobie żabka mała...

No taka się ufilcowała:)
Miałam zamiar inaczej wykonać tę żabkę, ale w końcu wybór padł na filcowanie. Żabka ufilcowana na sucho, zaś kwiatek filcowany na mokro. I tak sobie przycupnęła żabka i czeka na kogoś, kto ją przygarnie. Wiem, specjalistką od filcowania to ja nie jetem... 
Jesień idzie, można przypiąć broszkę do płaszcza, szaliczka czy sweterka. Wygląda wdzięcznie, tylko jakoś za bardzo pozować nie chce, a taka sympatyczna jest:)


 
 Broszkę zgłaszam na wyzwanie w KK z motywem: Żaba

I jeszcze nieco lepsza modelka do kołnierzyka z poprzeniego posta.

I kilka nowych biżutek, metoda ostatnio przeze mnie ćwiczona często:)
Miłego dnia!

sobota, 24 sierpnia 2013

Taki niedoskonały, śnieżnobiały...

Ale i tak jest fajny! Jak widzicie, supłam na szydełku tę frywolitkę, bo mi się podoba:) No i szybko idzie. I łatwo potem schować końcówki. Wiem, że cżółenkiem byłoby pięknie, subtelnie. Igłą zaś również delikatnie... Może wydawać się zbyt toporny ten kołnierzyk, ale naprawdę nie zrobiłabym go czółenkiem - trwało by to chyba z rok:)
Kołnierzyk ma przeznaczenie. Dawno obiecałam koleżance, że zrobię dla jej córki, bo namówiłam ją na kupno świetnej granatowej sukienki. Dziewczynka wygląda w niej super, ale stanowczo brakuje kołnierzyka. Na pewno się ucieszy. To będzie też taki zaległy urodzinowy prezent. Dobrze jednak, że wcześniej nie miałam ani czasu ani odpowiedniego wzoru, bo dziergałabym go szydełkiem w tradycyjny sposób. A taki frywolitkowy jest fajniejszy. Nie korzystałam z żadnego schematu, tak sobie na bieżąco wymyślałam. Oczywiście jest naprawdę niedoskonale, ale jakoś nie bardzo się tym przejmuję. Uprany, usztywniony w Łudze. Najgorsza procedura to prostowanie, naciąganie pikotek - tego nie lubię. Jeszcze jedno spostrzeżenie - wcześniej nie lubiłam tych nici, bo przy szydełkowaniu się mocno skręcają i odkręcanie doprowadza mnie do szału. Ale przy frywolitkowaniu jest ok - nie skręcają się.  Dobra, po przydługim wstępie czas na prezentację.

 Wybaczcie niestosowny ubiór "modelki", ale nie miała czasu szukać czegoś odpowiedniego i się przebierać:)

Modelka spieszyła się na wycieczkę rowerową ze swoją córką. Widziałyśmy czaple z bliska, ale zanim wyciągnęłam telefon, odleciały... Za to został zachód słońca.

Na dobranoc proszę częstować się "Oczami Carycy". Przepis tradycyjnie z bloga Arabeska Waniliowa. Normalnie genialne ciasto! Z galaretką zieloną o smaku kiwi jest ładniejsze (to akurat z zółtą - owoce tropikalne) i chyba smaczniejsze.


Dziękuję za odwiedziny i komentarze.

środa, 21 sierpnia 2013

Ciągle zafascynowana frywolitką szydełkową

Tak, tak, nie mogę przestać:) Mam dużo drobiazgów -małe elementy, które posłużą do przygotowania biżuterii - pokażę je dopiero jak powstaną biżutki. Tymczasem coś gotowego. Naprawdę ten rodzaj frywolitki stwarza duże możliwości i bardzo szybko powstaje. Na razie proste formy, teraz już nie wg wzorów, ale z głowy, powstają na bieżąco. Prawda, że ta czekoladowa Aida pięknie wygląda z ciemnoczerwonymi koralikami? Chyba będę ubolewać, gdy mi się te fantastyczne nici skończą.






Pozostaję w przyjaźni z szydełkiem do frywolitki na tyle, że splotem tunezyjskim wykonałam kolejną bransoletkę na wyzwanie w Klubie Twórczych Mam - Polskie Zboża. Kolor nici (chyba sizalowa - na pewno sztuczna) to kolor dojrzałego zboża.


A to naczynko, które otrzymałam od przesympatycznej pani Ewy - znów spotkałyśmy się na dożynkach w Radziejowicach i dokonałyśmy małej wymiany. Ja mam ceramiczny "koszyczek" ozdobiony lawendowym decou, a p. Ewa dostała kolczyki - "benzynkowe" koralikowce, które niedawno pokazywałam. 

Szkoda, że p. Ewa nie ma czasu prowadzić regularnie bloga, bo nie pokazuje na nim tych wszystkich wspaniałości, które widziałam na żywo. Oryginalna biżuteria i perfekcyjny decoupage. Gdybym tak mogła, to na pewno bym sobie coś zafundowała, bo jestem oczarowana tymi pracami. Fajnie było powymieniać się doświadczeniami. 
Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słówka. Ciągle i niezmiennie uwielbiam je czytać. Koniecznie zajrzyjcie na bloga Izuśki - pojawiło się coś nowego:))
Miłego wieczoru!

niedziela, 18 sierpnia 2013

Dzień pełen wrażeń

Zmęczona jestem! Ale zadowolona jestem! Mam co najmniej kilka powodów. Po pierwsze, dzięki Janeczce, a konkretnie kordonkowi Aida 10 odkryłam, że frywolitka szydełkowa mi jednak wychodzi. I to dobrze wychodzi! 
I uwaga, tu znów cała historia jak to z moim frywolitkowaniem było. Najpierw, bodajże w zeszłym roku, postanowiłam nauczyć się frywolitki. Jako że szydełkuję od zawsze, stwierdziłam, że najłatwiej będzie nauczyć się frywolitki szydełkowej. U Middii są bardzo czytelne kursy, myślę, spróbujemy...
Zakupiłam więc szydełko do frywolitki i wkurzyłam się, bo nie wychodziło. Nie potrafiłam przeciągać nitki. Za grube to szydełko, czy co? Zakupiłam też czółenko. Nie kumałam nic z kursów pokazywanych w sieci, oglądałam filmiki i nic. Potem, na urodziny w zeszłym roku, Janeczka podesłała mi igły. I na igłach wychodziło od początku. Raz szybciej, raz wolniej, ale wychodziło. Myślałam, że przy igłach pozostanę, ale po jakimś czasie, jak już zresztą wiecie, spróbowałam znów czółenka i już wiem jak i co. Idzie, ale wolno. Przynajmniej czółenko ma szansę być wykorzystywane. Szydełko jednak leżało bezproduktywnie. I jak dostałam ostatnio od Janeczki czekoladową Aidę, szukałam na nią pomysłu. Piszą, że szydełko do niej to 1,25 do 1,5. Moje frywolitkowe jest właśnie 1,5, więc stwierdziłam, że teraz grubość nici na pewno będzie dobrana odpowiednio. I.... WOW! Nitka przechodzi bez najmniejszyh oporów! To nawet nie kwestia grubości nici, tylko jakości. Bo ja wcześniej próbowałam na zwykłych kordonkach, a tak nie może być. Nici do frywolitki szydełkowej (przynajmniej moim zdaniem) powinny być odpowiednio gładkie. Wtedy przechodzą. Jak się rozpędziłam, to spróbowałam z nici Maxi - oczywiście idzie bez problemu, bo nić gładka. Idąc dalej tym tropem wypróbowałam również Muzę 10. Może ciut za grube to szydełko, ale idzie piorunem:)))) Teraz moje kolejne marzenie to kupić szydełko 1 mm do frywolitki i cieniowane nici Lizbeth 10. Jak się wykaraskam z zakupów szkolnych dla dzieci, to na pewno sobie zafunduję taki prezencik. Bo frywolitka szydełkowa to od wczoraj moja przyjaciółka:)
Nie rozumiem tylko, czemu ten rodzaj frywolitki jest tak mało popularny. Ma ktoś linki do innych blogów/stron niż blog Middii? Middio, dziękuję za fajny kursik (zaglądałam do niego na początku mojej przygody z frywolitką, teraz sama kombinuję) i za popularyzację tej techniki.
Może niektórym wydawać się, że frywolitka szydełkowa jest zbyt toporna w porównaniu do igły czy czółenka, ale do biżuterii uważam ją za świetną. Przede wszystkim ogromnym plusem jest to, że idzie bardzo szybko i w przypadku próbki czy pomyłki łatwo można spruć, co w przypadku igły jest trudne i czasochłonne, a w przypadku czółenka wręcz niemożliwe. Dobra, dość wywodów, ale koniecznie chciałam o tym wszystkim napisać, żeby podzielić się spostrzeżeniami. Warto spróbować. Oto moje pierwsze próby z Aidą i szydełkiem. 
Zastanawiając się, co jest moją specjalnością, by móc wziąć udział w wyzwaniu u Asi, miałam wielki problem. Bo nie mam jednej określonej techniki, której jestem wierna od początku do końca. Szydełkuję bodajże od 9. roku życia i przez lata mnóstwo nici zużyłam, więc może szydełko? Ale znacie mnie z tego, że tworzę głównie biżuterię i uwielbiam łączyć różne techniki, więc przedstawiam bransoletkę, którą zgłaszam jako pracę wyzwaniową tutaj. A w odpowiednim czasie, jeśli Wam się oczywiści podoba, proszę o głosy.
Frywolitka szydełkowa, kaboszon od Janeczki, haft koralikowy, plecionka i całkiem wdzięczny efekt.


 Igłą też spróbowałam się pobawić z tymi nićmi, tym razem już bardziej subtelny efekt.

 
 Dokończyłam też kolczyki. Z igły nie zrezygnuję, bo mam dużo zwykłych kordonków  w pięknych kolorach. Pastylki z przydasi od Janeczki.
 I znów szydełko - bransoletka ukończona dziś podczas imprezy plenerowej - dożynki się zaczęły w okolicy. W nocy spać nie mogłam (coś dziwnego, bo zawsze śpię jak suseł!), więc ćwiczyłam tę frywolitkę szydełkową namiętnie:) Z radością, że jednak się da:)

 Kolczyki zrobione podczas imprezy. Też szydełko plus akrylowe, fajnie mieniące się (czego nie widać) tęczowe koraliki

 Prosta bransoletka - nie wymyśliłam wzoru, podpatrzyłam u Middii - mam nadzieję, ze się nie pogniewa:)


Dokonałam też bardzo fajnej wymiany, ale o tym innym razem, bo nie mam jeszcze fotki. I udało mi się spotkać z Elą  - Karto_flaną prowadzącą bloga Moje szydełkowe przygody. Ela mieszka daleko, bo aż w Niemczech, ale wychowywała się jakieś 10 km ode mnie. Przyjechała do rodziców na krótkie wakacje. Była tu w maju, ale wtedy ja nie mogłam się spotkać, teraz postanowiłam stanąć na głowie, żeby się teraz udało. To były szalenie miłe prawie dwie godzinki:) Ja miałam niestety dziś zobowiązania zawodowe, ale wpadłam do domku na chwilkę, potem biegiem na spotkanie. Elu, dziękuję! Tak bardzo było mi miło Cię zobaczyć, pogadać:) Jakbyśmy się znały od nie wiadomo kiedy:))) 
Dobra, bo znów przynudzam, gratuluję wytrwałości w czytaniu posta i przemiłe komentarze pod moimi "decouracjami". Padam na pysk i nogo mi chyba odpadną zaraz.