Byliście tu:)

czwartek, 20 czerwca 2013

Do czego przydają się Czterej Pancerni?

I co mają wspólnego z retro manekinem?
Zobaczcie.
To moja reakcja na stres. A poza tym na wspomnianą wystawę zabrakło mi stojaka. Może ktoś skorzysta z tych moich wypocin.
Najpierw gotowy:


Wstajemy skoro świt, bierzemy sobie pudełko po butach.
Rysujemy
 Wycinamy
 Tu, gdzie ma się zgnać, nacinamy nożykiem
 A tu gdzie ma się nie zginać, ale akurat wypada w tym miejscu fabryczne zagięcie, podklejamy kawałkiem tektury
 
Idziemy na strych szukać swoich gazet złożonych pięknie w reklamówce. Nie ma? Bierzemy pierwszą lepszą rozwaloną książkę, a raczej jej fragment. Rwiemy na kawałki i kleimy do naszego manekina. Klejem biurowym, wikolem... co kto ma
 Tylko po prawej stronie zostawiamy więcej na brzegach, żeby zawinąć naklejone papierki i podkleić po lewej stronie.
 Obie strony pooklejane, sklejamy jakimś mocniejszym (Magik?) klejem naszą podstawkę

 Robimy super dekoracyjne plamy preparatem do postarzania (akurat miałam) lub herbatą (wiem, że można)
 Używając pomocnych dłoni dziecięcia (które kleiły również papierki) wycinamy motywy z serwetek i przyklejamy (kleiłam klejem do dekupażu, ale można biurowym lejącym albo rozcieńczonym wikolem). Juto, tym razem mogę z czystym sumieniem napisać, że razem pracowałyśmy:)


 Mieszamy farbki akrylowe (akurat nie miałyśmy odpowiedniego koloru, trzeba było kombinować, pomocne dłonie wykombinowały ładny kolor)
 Gąbeczką tapujemy, robiąc artystyczne cieniowania:)
Fajnie już wygląda, prawda?

 Została najbardziej żmudna część - lakierowanie. U mnie 3 razy. Nie lubię czekać.
Baardzo mi się podoba. Daleki od ideału, bo ma gdzieniegdzie bąble, niedoklejone kawałki (ja muszę wszystko robić bardzo szybko), ale i tak jestem zadowolona.


A co z tym wszystkim mają Czterej Pancerni? W połowie roboty "wyczytałam" na moim uroczym manekinie Szarika i Rudego:)) Już wiecie zatem, jaką książkę sprzed lat znalazłam na strychu.

Miłego dnia!
P. S. A jednak licznik został złapany! Gratuluję Mebelino, uzbrój się w cierpliwość:)

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Przed wystawą

Zostałam poproszona o przygotowanie swoich biżutek na wystawę lokalnych twórców dzieła wszelakiego. Problem jest tylko jeden: Na czym to wszystko zawiesić, żeby miało sens? Mam dostać półeczkę w gablocie (oj, mała ta gablotka, ale będę się martwić tym jutro). Postanowiłam zrobić jakieś stojaczki, przecież nie kupię, bo i kasy i czasu nie ma. 
Biżutki jakieś mam, część swoich prywatnych dorzucę.
Stojaczki obydwa mi się podobają, choć chyba ten na naszyjniki bardziej... Jeszcze porządnie nie wysechł. Trochę tektury, "struktuka" z ręczników papierowych i jest (prezentuje komplecik wykonany dawno temu, który nie znalazł właścicielki):


Naprawdę jestem z niego zadowolona. Aż mi córka powiedziała: "Mamo wiesz co? NAM ten dekupaż to coraz lepiej wychodzi!" No nam! Nie tknęła nawet, farby łaskawie mieszała, żeby dobrać zieleń... A potem i tak musiałam sama kombinować. Tośmy"się napracowały...:)
Mój dzisiejszy "warsztat" na tarasie (kawa obowiązkowo):
A stojak na bransoletki powstał wczoraj, myślałam nad nim długo, bo nie miałam kiedy wziąć się za niego. Oczywiście recykling, bo jakże inaczej... Rolka po ręczniku papierowym, no, półtorej rolki.
Tym razem czarno, ale jak to sfotografować? Trochę srebrzanki, małe przecierki i delikatny wzór na nóżce:

W międzyczasie odrobinkę pobawiłam się łączeniem makramy z "perełkami".


I dwie bardzo proste bransoletki. 

A tę zmajstrowałam w wyniku przeglądu tego, co mam.. Zniknęło jakieś frywolitkowe straszydło, a jest zawieszka z koralikami. Wszystko razem dało takie coś:

Oj, gorący to tydzień. Dopiero poniedziałek, a ja już mam dość... Przetrwać i ostro brać się do roboty - moje motto na ten tydzień i następny też.
Życzę Wam udanego tygodnia i cieszę się, że wpadacie. Trochę się zdziwiłam, że stali tubylcy nie złapali licznika, przecież wiecie, że nie muszę ogłaszać:(
A jeszcze a propos ostatniej zagadki: jak już pisałam w komentarzu, wcale nie była trudna, bo Modrak szybko wpadła na dobrą odpowiedź, zaraz za nią Ruda Wydra. Bransoletka poleci więc w jakiejś chwilowo nieokreślonej przyszłości, bo jeszcze chcę coś małego wykombinować (my z Modraczkiem to taką wymiankę sobie zrobimy, bo ja złapałam u niej licznik:))
A z Rudą... to ja się policzę w odpowiednim czasie:)))))) Ok, już nie smęcę, dobrej nocki życzę.

czwartek, 13 czerwca 2013

Zaplątana...

W sznurkach i nie tylko. Im więcej stresu i trudnych zadań, tym więcej myślę, a im więcej myślę, tym bardziej potrzebuję zająć się czymś nie wymagającym myślenia. Makrama jest do tego  dobra. Nauczyłam się dzięki Tanzanii prawidłowego wiązania i sprawia mi to frajdę. 
Muszę przyznać, że zaskoczona jestem Waszą wspaniałą reakcję na bransoletkę z poprzedniego posta. Fakt, fajnie się prezentuje "na żywo", ale nie spodziewałam się tylu miłych komentarzy:)) Dziękuję. 
Ruda Wydro, niestety Tanzania znalazła od razu właścicielkę (a pasowałaby na Twoją łapkę), ale dla Ciebie zrobię podobną. Zielonego sznurka mam sporo, chyba, że chcesz inne kolory. Daj znać:)
Tymczasem z chińskiego sznurka powstała taka masywna bransoleta (też już ma właścicielkę) i na pewno - gdy kupię więcej sznurków powstanie takich więcej. A ileż się nakombinowałam, żeby końcówki ukryć! Nie miałam odpowiednich zakończeń. Nawet nie mam kiedy zamówić... 



I kolejna - taka bardziej w stylu etnicznym, z resztek sznurków. Tym razem uznałam, że "po lewej stronie" prezentuje się ciekawiej.


Jeszcze jedna wg tego samego wzoru, może być dwustronna.


Za długie sznurki do niej wzięłam, dlatego z tych obciętych powstała taka eksperymentalna:



Wklejenie szklanego "oczka" to pomysł Izy. Kto zgadnie, skąd wzięłam taki szklany "kaboszon", dostanie te bransoletkę. Na pewno nie z pasmanterii i nie dostałam. Jego zastosowanie nie jest biżuteryjne i był fragmentem czegoś... To tyle podpowiedzi. Może się ktoś zabawi... Jeśli nie, to w następnym poście podam odpowiedź.
A to mój pomocnik:

 A zbieraliście już grzyby w tym roku? Ja nie, bo nie miałam kiedy, ale za to dzieci z tatusiem owszem:)

Miłego dnia! Idę budzić maluchy.

wtorek, 11 czerwca 2013

Pod afrykańskim niebem

Im więcej pracy, tym większa potrzeba, żeby zrobić "coś". A jak się zobaczy coś ciekawego, innego, to koniecznie trzeba spróbować. Spróbowałam, "zakumałam" o co chodzi, choć przymierzałam się dwa razy. Kolory wyszły takie wyzwaniowe... Ale sprawdziłam, czy Tanzania to rzeczywiście takie piękne obrazki jak na banerku z balonem. I w sieci naprawdę jest mnóstwo takich cudnych widoczków, pełnych zieleni i niebieskości. Najpierw jednak pokażę, co stworzyłam, a potem obrazek, do którego bransoleta "pasuje" i to moim zdaniem doskonale. Nie tylko kolorystycznie, ponieważ te piękne wzgórza przeplatają się niczym "warkocz" w bransolecie. 



Obrazek pochodzi stąd: 

Bransoletka jest niezwykle lekka, choć szeroka. Trochę się napracowałam:) Cieszę się, że umiem już wiązać te supełki. Nigdy nie robiłam bransoletek z muliny, a przecież to ta sama technika. Dla mnie - odkrycie roku:) A uczyłam się stąd (dziękuję za zebranie w jednym miejscu tylu fajnych inspiracji!). 

Nie zabrakło małego słoneczka, bo bardzo mi go brakuje. Ciągle tylko deszcz i deszcz. Nie narzekam, bo u nas i tak nie zalało tak bardzo jak w innych miejscach.

Dziękuję Wam za odwiedziny i pozostawione słowa. Dzięki nim chce się chcieć.

sobota, 8 czerwca 2013

Biżutki i pyszności

Najpierw mocno niedoskonały naszyjnik i równie nierówne :)) kolczyki, dawno czekały na zrobienie.




Naszyjnik w zieleniach, który jest moim odzwierciedleniem wyzwania w KK "Tanzania", a konkretnie wyzwaniowego banerka, który bardzo mi się podoba.


Bransoletka techniką makramy szydełkowej, nie macie pojęcia, przez ile czasu ją robiłam. Zaczęłam kilka miesięcy temu...

A tu nowość, dzięki blogowi z inspiracjami i tutorialami, wzór wzięty stąd. Sznureczki fajne kupiłam w chińskim sklepie.
Na chudą łapkę, na moją pasuje.


Był jeszcze naprawdę ładny tort z ręczników i kieliszków (prezent ślubny dla koleżanki), ale ja sierotka sfotografowałam dopiero po zapakowaniu w celofan i kompletnie nic nie widać... No, może troszkę.

Pyszności dziś zrobiłam. Kolorowy makaron ze szpinakiem, suszonymi pomidorkami, pestkami słonecznika i czosnkiem. Dobry i na ciepło i na zimno. Co ja mówię, pyszny! W oryginale był zwykły makaron kokardki i pestki z dyni, ale tych ostatnich nie dostałam w sklepie.

A te artystyczne maziajki to murzynek o smaku pomarańczowym, przekładany (szybkim - z torebki) kremem i polany polewą czekoladową.

I tyle. Dziękuję Wam z całego serca za odwiedziny i komentarze. Niedługo będzie ich 3 000 i 50 000 odwiedzin! Muszę coś wymyślić...
Dobranoc!
EDIT:
Mam jeszcze maleńką prośbę. Może nie powinnam, ale... Ostatnio zgłosiłam misiaczka malowanego przez moją Izę do tego wyzwania. Misiaczek jest słodki i prosi o głosy, żeby Iza miała niespodziankę i motywację do tworzenia nowych rzeczy.
Z góry dziękuję.