
piątek, 29 kwietnia 2011
Nie próżnuję ;)

środa, 27 kwietnia 2011
Praca nad wyzwaniem


poniedziałek, 25 kwietnia 2011
Świątecznie II
Nie byliśmy na spacerze: przejechaliśmy się rowerami! Cudownie, po prostu super! Po deszczu przyroda obudziła się na dobre: brzozy się zazieleniły, kwitną kaczeńce, widać trawkę, coraz bardziej ożywione pola... Uwielbiam jeździć rowerem w towarzystwie rodzinki, a jeszcze bardziej lubię WIOSNĘ. W końcu prawdziwy relaks wśród zieleni. Chyba nie potrafiłabym mieszkać gdzieś indziej.
Dziewczyny, dzięki za szybkie komentarze do poprzedniego posta. Asiu: narobiłam się jak my wszystkie, bo taka nasza kobieca natura:), poza tym nie umiem inaczej. Barbaratoja: u mnie zawsze dużo się dzieje, czasem aż za dużo... niekoniecznie to zawsze dobrze. Pozdrawiam jeszcze świątecznie.
Świątecznie
Witam serdecznie w świąteczne popołudnie. Fajnie, że powiększyło się grono obserwatorów. Dziękuję Wam za miłe życzenia. Ku mojemu zdziwieniu okazuje się, że niektóre z was zaglądają tu też w Święta:) Ja dziś w końcu odpoczywam. Jak miło. I dziś było trochę krzątania, ale takiego przyjemnego, bo odwiedziła nas rodzinka. Wczoraj padłam jak betka, bo w sobotę do późna trwały moje przygotowania. Jak zawsze do ostatniej chwili, bo jakoś tak się składa, że nie było można wcześniej. W tym roku trochę zawiniły jajka, zające i barany. A, i kury;) W piątek dopiero od ok. 15.30 wzięłam się za ciasta, ale skończyłam ostatnie zamówienie. Nawet jestem zadowolona.

Ciasta jak zawsze upiekłam w jeden wieczór. Trochę miałam przygód, bo sernik krówka może jednak niezupełnie wyjść. Po pierwsze dałam za duży budyń i nie jest puszysty ser, a tego nie lubię. Po drugie, po wstawieniu do piekarnika znalazłam w kubeczku żółtka, a to oznaczało jedno: jakoś nie trafiły do czekoladowego spodu... co nie oznacza wcale, że sernik nie jest dobry. Kolejna wpadka: postanowiłam upiec te babeczki, którymi częstowała mnie koleżanka Kinga. Nie dogadałyśmy się, bo wyraźnie zrozumiałam, że muffinki piekły z siostrą wyłącznie w papierowych foremkach. Tak oto wyszły mi wspaniałe w smaku.... placuszki z brzoskwiniami. Nie poddając się jednak piekłam je dalej, tym razem w wersji z czekoladkami Merci (brak w domu innej czekolady akurat, więc je posiekałam) i dałam bardziej gęste ciasto. Nie porozjeżdżały się, ale to już nie to samo w smaku, choć kształt podobny do babeczek. Potem przyjechała Kinga z siostrą na malowanie pazurków (fotek brak), przywiozła swoje prześlicznie kształtne babunie i wydało się: dziewczyny mają specjalną blaszkę do muffinek! A ja chciałam z motyką na księżyc! Nie szkodzi, placuszki już zjedzone. Hit dla dzieci. Był i mazurek chałwowy, cytrynowy i trójkolorowa babka. Nie robiłam więcej (zwykle bywało więcej), bo nie i już. I tak będziemy to jedli jeszcze po Świętach.

czwartek, 21 kwietnia 2011
Prezenty
Dostałam i ja swoje prezenty! Asia-Esprit przysłała mi paczuszkę, w której oprócz wygranego hiacyntowego (fajne określenie tego koloru Asiu wymyśliłaś!) kompletu biżuterii, był filcowy kwiatuszek (ciekawe, skąd wiedziałaś, że marzyła mi się jakaś filcowa broszeczka?) i słodkości. Zresztą, zobaczcie:
Asiu dziękuję Ci serdecznie. Biżuteria będzie na Święta w sam raz, a herbatka właśnie się parzy. Cieszę się bardzo!
Coraz bliżej końca zamówienia
Jeszcze tylko 2 barany i 2 jajka. I można się brać za swój bałagan. Nawet nie macie pojęcia jak u mnie brudno... Pranie nie złożone czeka od soboty albo od niedzieli. Masakra. Nie warto jeszcze za bardzo sprzątać, bo dzieci już nie chodzą do szkoły, a my jesteśmy w pracy, to i tak zastaniemy bałagan.
Tak szybciutko Wam pokażę wczorajszą dekorację - szkolny konkurs na najpiękniejszy stół wielkanocny. Każda klasa coś zrobiła. Wszystkie były piękne. My w klasach I-III zajęliśmy drugie miejsce. Dzieciaki (klasa maleńka, zaledwie 10 osób) były dumne. I każdy oczywiście dostał coś słodkiego.
Takie kureczki wczoraj powstały (największą sobie zostawiamy, bo w końcu coś trzeba sobie...), a jajo bladym świtem. Kiedy ja to skończę? Barany za długo się robi, jak czas goni.
Już dziś życzę Wam dużo spokoju, pogody, radości, odpoczynku, rodzinnej atmosfery i głębokiego przeżycia nadchodzących Świąt.
środa, 20 kwietnia 2011
Koszyk z jaja
Zrobiłam wczoraj zupełnie coś innego niż zamierzałam, ale wyszło mi tak, że muszę się pochwalić. Mówcie co chcecie, ale mi się podoba. Mam tylko nadzieję, że właścicielce się spodoba. Właściwie to miało być jajo takie jak inne: trochę szydełka, trochę karczocha, ale wstążki same układały mi się inaczej. Na takim olbrzymie trzeba było coś fajnego wymyślić. Obfotografowane na wszystkie strony właśnie dlatego, że jestem zadowolona. Dziś posłuży jako element pewnej dekoracji, ale o tym później lub jutro.
Dokończyłam też trzy miłe zajączki i zaczęłam nową kurkę. Jeszcze tylko trochę. Wy już skończyłyście swoje jajka i inne zamówienia, ale ja niestety jeszcze się bawię. Zaczynam sypiać po pięć godzin, ale w Święta odeśpię. Mam nadzieję.
poniedziałek, 18 kwietnia 2011
W końcu zawitała prawdziwa wiosna

Czekałam na pewną przesyłkę (która jakoś jeszcze do dziś nie dotarła) i gdy już ją trzymałam w rękach, zdziwiłam się ogromnie, bo nie wiedziałam, że to właśnie moja gąska. Skubana rozmnożyła się i zaprosiła do towarzystwa zajączki i takie różowe cudo, które od razu zakosiła mi moja panienka. Oliwkowy zajączek też ma małego właściciela, który łaskawie pozwolił mi go zawiesić na wiklinowym wazonie. Jakoś zdjęcia tylko nie chciały ładnie wyjść, ale uwierzcie na słowo: gąski są przepiękną ozdobą mojego kuchennego okna. Naprawdę to jest TO. Dziękuję, dziękuję! Mam teraz świąteczny nastrój w domu.
W związku z tym, że czas goni barrrdzo, a mam jeszcze kilka zamówionych rzeczy do zrobienia, przedstawiam Wam mojego zoo ciąg dalszy. W sobotę przez zupełny przypadek kupiłam sobie małą kureczkę. Nie znam osoby, która ją zrobiła, zauważyłam to u nas w sklepie w różnych rozmiarach. Kupiłam kurkę dla wzoru (dlatego najmniejszą), bo kolor mi się nie bardzo widzi (wszystkie niestety były takie wściekle pomarańczowe)... Na zamówienie - a muszę zrobić 3 - powstała pierwsza kurka. No jest chyba całkiem, całkiem. Nigdzie nie widziałam takich, a chciałam zrobić coś innego. Jeszcze zajączki, zaczynam myśleć, że coraz lepiej mi wychodzą. Oczywiście jest nowy baran do towarzystwa. Dziś brzydkie zdjęcia, ale nie miałam czasu szukać dobrego światła.
A na koniec pokazuję Izy pracę konkursową z zeszłego roku: pisaneczka z prawdziwej gęsiej wydmuszki (babci jedyna gąska użyczyła do tego swojego jaja). A tak nam się o niej przypomniało przy okazji odświeżania koszyczka wielkanocnego. Malowana flamastrami i lakierami do paznokci.
Muszę kiedyś gąsce pstryknąć fotkę, jak zechce się ładnie uśmiechnąć;) Dziś zamierzam walczyć dalej z ostatnim większym zamówieniem i mam do skończenia wyzwanie w postaci tak na oko 25-centymetrowego jaja. Już zaczęłam. Pojawiły się na nim wstążeczkowe kwiaty, ale jeszcze dużo roboty. Zresztą zobaczcie sami:

piątek, 15 kwietnia 2011
Wylęgły się nam pisklęta!

Chciałam Wam podziękować za to, że jesteście. Naprawdę dajecie mi siłę do działania, wymyślania nowych rzeczy i w ogóle jesteście przemiłe. Nie dość, że same wyczyniacie cuda, które mogę u Was oglądać, to jeszcze wspieracie mnie dobrym słowem. DZIĘKUJĘ. I cieszę się że byli chętni do zabawy w podawankę.
Janeczko, dzięki za kartkę. Jest piękna, a mi strasznie miło.
I jak tu Was nie lubić? Guga jesteś niesamowita! Wiesz dlaczego. A wszystkim innym powiem jak już się uporam z porządkami. Bo pięknych rzeczy nie można byle jak pokazać.

Życzę Wam słonecznego weekendu. Wszystkim odwiedzającym, których jest coraz więcej. Nie wierzyłam, że tak będzie, jak zakładałam bloga.
czwartek, 14 kwietnia 2011
W wielkim pędzie
Coś robię, ale uważam, że za mało. Niestety nie idzie tak, jak bym sobie tego życzyła. Ale tak musi być. Część zoo pokazuję, bo zaraz ode mnie wywędruje. W rzeczywistości ten zając z koszykiem jest ładniejszy. Podoba mi się, tylko za dużo włóczki pochłania. Dostałam coś fajnego, i sprawiło mi to niesamowitą przyjemność, ale pokażę Wam dopiero jak nieco ogarnę w kuchni i zrobię odpowiednią aranżację. Naprawdę uwielbiam takie niespodzianki. Czuję, że z części niespodzianki zostanę ograbiona przez moje pisklaki. I już nawet wiem co które będzie chciało. Jutro pokażę co zrobiły dzieci na konkurs wielkanocny do szkoły. Same:)
środa, 13 kwietnia 2011
PODAJ DALEJ
Nic nie pokazuję, bo biegiem robię to moje małe zoo (już trochę mnie to zmęczyło tak robić ciągle to samo i w wielkim pośpiechu, ale nie poddaję się jeszcze), ale nie o tym chciałam.
Zapisałam się właśnie do zabawy u Asi, więc ogłaszam u siebie zabawę i mam nadzieję, że będą chętni. Już się cieszę na myśl o tym, że będę musiała coś wymyślić. Zatem zapraszam:Zasady są następujące:
- Trzy pierwsze osoby, które w komentarzu zgłoszą chęć udziału w zabawie, otrzymają ode mnie własnoręcznie uczyniony upominek, który zobowiązuję się wysłać w ciągu 365 dni.
- Osoby te mają obowiązek ogłosić "Podaj Dalej" u siebie.
- Każda z tych osób może się bawić w "Podaj Dalej" tylko 3 razy.
poniedziałek, 11 kwietnia 2011
Mało dziś
Wiedziałam że nie uda się zbyt wiele w ten weekend. Tamten męczący tydzień się skończył i zaczął się kolejny, wcale chyba nie lepszy. Dlaczego muszę tak od poniedziałku chodzić wściekła i zmęczona? Pozostaje nadzieja, że to się zmieni, bo to dopiero początek tygodnia.
U mnie nic nowego. Zając i baran. Zając poszedł (robiony we współpracy z Izą) do Izy koleżanki jako część prezentu urodzinowego. Biżuterię robiła samodzielnie moja dzielna dziewczynka jako dalszą część prezentu. Ja tylko prasowałam.
Baran podobny do innych, więc nuda i nie pokazuję.
A zamiast tamtej sutaszowej broszki w końcu wyszedł wisior.
czwartek, 7 kwietnia 2011
Próba mojej wytrwałości, czyli premiera sutaszu
Jajka skończone. Przynajmniej na razie. w kolejce czekają 3 zające i 2 barany, o ile nie skończy mi się wełenka boucle... A jak się skończy, będą barany niekudłate, bo wełenka była kupiona w second-handzie w ilości jednego kłębka i, jako że gruba, szybko wychodzi. Mam tremę przed pokazaniem moich niezbyt udolnych prób sutaszowych, ale obawiam się, że długo to potrwa, zanim odpowiednio wyćwiczę używanie maleńkiej igiełki (musi w końcu przechodzić przez otwory w koralikach) i swoje nerwy... Nie jest to mistrzostwo świata, ale robione bez wzorców i ściągawek, bo nie chciało mi się podłączyć komputera i zerknąć jak robią to inni. A szkoda, bo mogło być znacznie lepiej, ale pruć nie zamierzam, bo nie znoszę żadnego prucia. Kolory moje, więc jak podszyję to z tyłu i znajdę w domu zapinkę, będę nosić to jako broszkę. A co tam. Kolejna próba (w tych samych kolorach bo nie mam innych jeszcze) będzie po zrobieniu zoo.
Miałam zamiar nie pokazywać już jajek, ale chyba przez najbliższe dni nic nowego nie będzie, a chcę udokumentować swoje poczynania (przez lata tego nie robiłam i nie pamiętam nawet już co powstało, a było całkiem sporo). W każdym razie na 32 jajka każde było inne i jeśli materiały te same, to inna kolorystyka lub odwrotnie. Chyba jestem zadowolona. A dom zarasta brudem.... Udaję, że tego nie widzę. Auto odpaliło. To już plus.
Muszę opracować jakiś pomysł na szybkie i efektowne zrobienie pracy pod tytułem "Symbol/symbole Wielkanocy". Moje szanowne dziecko oświadczyło, że ma konkurs plastyczny w szkole. Chcę, żeby zrobiła coś (jak zawsze) sama, problem tylko w tym, że dziecko ma chęć na pracę wspólną, bo podobają jej się zające i barany, a sama jeszcze nie podoła. Zobaczymy, już powiedziałam, że jeśli pomogę, to podpiszemy, która co robiła, żeby nie było ściemy. W naszej szkole podoba mi się w konkursach plastycznych ich założenie: praca dzieci ma być przyjemnością i wspólnym spędzeniem czasu z rodzicami, bo przecież maluchy niekoniecznie wszystko wykonają same. Zaś w moich dzieciach cenię taką postawę, że na konkursy prace robią same, ale zwracają uwagę na to, by przy nich BYĆ w tym czasie. Jak na razie z dobrym skutkiem. Znów się nagadałam, chyba na zapas. Dobra, pokazuję. środa, 6 kwietnia 2011
Jajecznica:)) w towarzystwie butów i barana

Pierwszy baran zyskał jednak fryzurę (tak lepiej wygląda, prawda?) i powędrował w kieszeni mojego męża jako upominek dla pewnej życzliwej osoby.

Nie wiecie przypadkiem, jak trochę rozciągnąć dobę? Tak tylko trochę.... Jak przeżyję ten tydzień, to będzie dobrze. Byle do niedzieli, bo sobota pod znakiem strusia pędziwiatra. Nie dość, że trzeba pogodzić tysiąc rzeczy naraz, to jeszcze samochodzik nie odpalił.... Ciekawe, czemu? Nie powinien mnie tak zaskakiwać., łobuz jeden. Dobrze wie, że bez niego jak bez ręki, skoro moją dwójkę trzeba odbierać z dwóch różnych miejsc o różnych godzinach. I jeszcze znowu zgubiłam kolczyk, tym razem inny. Dobra, ponarzekałam sobie, to zmykam. Przeżyję, jak zwykle.
Subskrybuj:
Posty (Atom)