W końcu muszę pokazać swoje największe "dzieło", jakie powstało podczas testowania farby
Annie Sloan Chalk Paint, którą mam
stąd.
Najpierw na zachętę dyńki. Widziałam już dynie na kilku blogach, więc sama postanowiłam też zrobić jako ozdobę mojej kuchni.
Stół ma z pewnością co najmniej 60 lat. Dziadek mojego męża odkupił go od kogoś, trudno określić wiek stołu precyzyjnie. Nie był to mebel zbyt szanowany. Został "w spadku" i chętnie go przygarnęliśmy, choć był mocno podniszczony. Swego czasu chcieliśmy go troszkę naprawić, ale skończyło się to dziurą w fornirze i ukryciem blatu pod obrusem. Stół bardzo lubimy, w dodatku jest rozkładany. Stał u nas ponad 7 lat, taki biedny, z nogami wyżartymi przez robale.Niestety nie stać nas na profesjonalistę, który przywróciłby świetność tego mebla...
Widać dziurę w fornirze, nie widać za to całego mnóstwa głębokich rys od noży i innych ostrych narzędzi (niegdyś rąbano na tym stole mięso).
Annie Sloan przyszła z pomocą. Jak już malować, to najpierw konieczne było szpachlowanie. Uwierzcie, napracowałam się przy tym, a i tak nie udało się tego zrobić dokładnie (brak profesjonalizmu i cierpliwości niestety), ale wyszło naprawdę przyzwoicie. Użyłam najzwyklejszej szpachli do drewna.
Wieczorne szpachlowanie... Docieranie...
Starałam się fotografować poszczególne etapy mojej pracy.
Zobaczcie, ile tu szpachli. Za każdym razem docierałam papierem ściernym. Denerwowało mnie trochę to czekanie, ale wiedziałam, że trzeba... No i nie obyło się bez pyłu.
Po pierwszym malowaniu:
Po kolejnym:
Za nogi postanowiłam zabrać się później, jak już blat będzie gotowy (z nogami większa zabawa niestety).
Tu już z naklejonym motywem z serwetki:
Zaszalałam nieco z decou, ponieważ nakleiłam koronkę z serwetki. Efekt mi się spodobał, więc na nogach też dałam po jednym kwiatku.
Kolejny etap: woskowanie. Najpierw bezbarwny wosk, potem ciemny, później znów bezbarwny, polerowanie...
A dopiero po jakichś dwóch-trzech tygodniach wzięłam się za nogi. Szpachlowanie ich to dopiero próba cierpliwości:)
Udało się, może niezbyt równo zaszpachlowane, ale są:)
Detal:
I po przestawieniu mebli. Przestał straszyć ten mój stół:)
Tak wygląda po miesiącu:
Na zdjęciach wyszedł nieco jaśniejszy niż w rzeczywistości.

.Jestem naprawdę zadowolona z efektu, który zaskoczył niejedną osobę. Ciocie mojego męża, które pamiętają stół ze swojego dzieciństwa, były oszołomione renowacją w moim wydaniu, a to tak bardzo cieszy... Najlepsze jest to, że nie muszę bez przerwy zmieniać obrusów i zakrywać blatu. Oczywiście, z racji tego, że stół jest pokryty woskiem, nie stawiamy na nim bezpośrednio gorących naczyń, trzeba też uważać, żeby za bardzo nie porysować, ale to naprawdę nie problem. A po kilku tygodniach (chyba prawie 2 miesiące) używania, stół pięknie się starzeje:) Od czasu do czasu trzeba będzie zawoskować, ale to czysta przyjemność. Lubię zapach wosku Annie Sloan:) Może zdjęcia nie oddają tego efektu, ale mam nadzieję, że Was zachęciłam choć trochę do spróbowania czegoś nowego. Wielokrotnie podkreślałam, że nie lubiłam nigdy malowania mebli, a teraz sprawia mi to przyjemność. Owszem, daleko tym moim mebelkom do tych prezentowanych przez innych, ale co tam:) Jestem zadowolona i już.
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam. Musze przyspieszyć z postami, bo mam jeszcze co nieco do pokazania.
Do miłego!