Zobaczcie.
To moja reakcja na stres. A poza tym na wspomnianą wystawę zabrakło mi stojaka. Może ktoś skorzysta z tych moich wypocin.
Najpierw gotowy:
Wstajemy skoro świt, bierzemy sobie pudełko po butach.
Rysujemy
Wycinamy
Tu, gdzie ma się zgnać, nacinamy nożykiem
A tu gdzie ma się nie zginać, ale akurat wypada w tym miejscu fabryczne zagięcie, podklejamy kawałkiem tektury
Idziemy na strych szukać swoich gazet złożonych pięknie w reklamówce. Nie ma? Bierzemy pierwszą lepszą rozwaloną książkę, a raczej jej fragment. Rwiemy na kawałki i kleimy do naszego manekina. Klejem biurowym, wikolem... co kto ma

Obie strony pooklejane, sklejamy jakimś mocniejszym (Magik?) klejem naszą podstawkę
Robimy super dekoracyjne plamy preparatem do postarzania (akurat miałam) lub herbatą (wiem, że można)
Używając pomocnych dłoni dziecięcia (które kleiły również papierki) wycinamy motywy z serwetek i przyklejamy (kleiłam klejem do dekupażu, ale można biurowym lejącym albo rozcieńczonym wikolem). Juto, tym razem mogę z czystym sumieniem napisać, że razem pracowałyśmy:)
Mieszamy farbki akrylowe (akurat nie miałyśmy odpowiedniego koloru, trzeba było kombinować, pomocne dłonie wykombinowały ładny kolor)
Gąbeczką tapujemy, robiąc artystyczne cieniowania:)
Fajnie już wygląda, prawda?
Została najbardziej żmudna część - lakierowanie. U mnie 3 razy. Nie lubię czekać.
Baardzo mi się podoba. Daleki od ideału, bo ma gdzieniegdzie bąble, niedoklejone kawałki (ja muszę wszystko robić bardzo szybko), ale i tak jestem zadowolona.
A co z tym wszystkim mają Czterej Pancerni? W połowie roboty "wyczytałam" na moim uroczym manekinie Szarika i Rudego:)) Już wiecie zatem, jaką książkę sprzed lat znalazłam na strychu.
Miłego dnia!
P. S. A jednak licznik został złapany! Gratuluję Mebelino, uzbrój się w cierpliwość:)