Witajcie,
Wiem, że coraz rzadziej tu zaglądam. Wybór tego miejsca, gdzie publikuję swoje prace, zdecydowanie jest trudniejszy, odkąd inne media stały się zdecydowanie szybsze w obsłudze. Bloga nie zamykam, bo to kawał mojego życia. Na Bloggerze jestem od 10 lat, a i sam blog niedługo będzie obchodził okrągłą rocznicę. Cieszę się, że założyłam go dzięki jednej z Was, że poznałam tak wiele blogów i ich twórczyń. Byłyście i jesteście dla mnie inspiracją. Kilka z Was poznałam osobiście i baaardzo jesteście mi bliskie. Dziękuję, że jesteście, że zaglądacie mimo moich nieobecności i że zostawiacie słówko. Część z Was przeniosła się na Facebooka i Instagrama, gdzie również bardzo miło Was widzieć.
Rocznica niejako zmusza do podsumowań. Nie będę wymieniać tych wszystkich technik, które poznałam w ciągu tych 10 lat, bo jest tego naprawdę wiele. Zaczynałam od szydełka i szycia. Przez chwile wydawało mi się, że szycie biżuterii z sutaszu to jest właśnie to, co podoba mi się najbardziej, dopóki nie poznałam frywolitki. Patrząc po ilości prac zastanawiam się, czy kiedyś miałam większą potrzebę codziennego pokazywania czegoś nowego, czy po prostu miałam więcej czasu?
Z tym czasem to chyba nie, bo ja stale w biegu, ciągle chciałabym, żeby doba była dłuższa, a ona się nie wydłuża. Bardziej na luzie podchodzę do pewnych spraw, ale nadal prawie nieprzerwanie coś tworzę. Mam ciągle pełno pomysłów, tylko kiedy je realizować? Praca nadal absorbująca, obowiązki domowe jak u każdego - czasem trzeba przymknąć oko na bałagan. Mam lenia totalnego, jeśli chodzi o gotowanie. Jeszcze jak ktoś podsunie pomysł, to super, pod warunkiem, że nie jest to czasochłonne. Po pracy wolałabym coś "podłubać".
Ostatnio są to szydełkowe torebki, które są oparte na moim własnym pomyśle i jestem z nich mega dumna. W ogóle zeszły rok można u mnie nazwać serwetkowo-torebkowym. Biżuterii prawie nie robiłam, choć lubię przecież. Ale większe prace zdominowały całkowicie mój robótkowy świat. Nagle zapragnęłam kilku serwetek, które po prostu MUSIAŁY powstać. Jedną, według własnego wzoru, robiłam z przerwami ze dwa lata, aż w końcu przyszedł czas na dokończenie. Inne są mniejsze, ale jest jeszcze taka, która chyba od maja się supła. Ale jestem na ostatnim rzędzie, wiec jest realna szansa na dokończenie. A wracając do torebek, to najpierw były tzw. nerki wg tutorialu Joli Mazurek, trochę przeze mnie zmienione. Dla mnie, dla szwagierki, dla córki, dla koleżanki... Potem znów torebka-tulipan dla szwagierki. A potem kupiłam zapięcie, czyli bigiel. Miała być torebka dla mnie, do kościoła. Takie babcine zapięcia zawsze mi się podobały. Kilka prób, sporo prucia i powstała. A potem jeszcze 6 kolejnych. I będą następne. Wszystkie są większe od tej mojej pierwszej, bo już takiego bigla w hurtowni nie mieli. Trzeba było przekopać internety i rozczarować się, jakie te bigle są drogie... W końcu znalazłam miejsce, w którym je kupuję w przyzwoitej cenie, ale muszę brać 5 sztuk. Ale cóż - wykorzystam. Mam kilka zamówień, mam jeszcze sznurki i pomysły. Zostawiam Wam te zeszłoroczne migawki i aby jakoś uczcić tę rocznicę, mogę zrobić dla chętnej osoby małą torebkę-niespodziankę :) No chyba, że jakieś frywolitkowe lub makramowe biżu.
Ktoś chętny?
1. Zacznę od serwetek. Wzór Laury Bziukiewicz, "Greta"