Byliście tu:)

piątek, 13 grudnia 2019

I znów na chwilkę

Przychodzę na momencik zaznaczyć swoja obecność w blogowym świecie. Kto w ogóle wymyślił grudzień? Nie lubię tego miesiąca już od kilku lat. Ale nie będę narzekać, bo chciałam coś pokazać.

Znów coś dużego :) Choć niezmiennie wolę mniejsze robótki, to tym razem poszalałam jeszcze bardziej niż z dywanikiem. A tak na marginesie, to dywanik jest super. Piorę go średnio co 2 tygodnie i nadal pięknie wygląda.
Dziś  bielutka jak śnieg serweta. Nie dla mnie, bo sobie to chyba nie zrobiłabym takiej dużej, chociaż by się przydało. Ta ma niemal metr średnicy.



Zgłaszam ją na Szufladowe wyzwanie, bo zdecydowanie sobie na to zasłużyła ;) Delikatna i zwiewna jak biały puch. Taki śnieg to niech sobie pada :) Za prawdziwym, podobnie jak za zimą, nie przepadam. 



A reszta niech czeka na pokazanie. Może znów jakiś zbiorczy pościk kiedyś wrzucę. Jest zdecydowanie mniej robótek w tym półroczu niż zawsze, no ale cóż, nie zawsze jest siła i ochota, jak już znajdzie się chwila czasu.


sobota, 19 października 2019

A po kolejnej przerwie... otwieram szufladę.

Witam znowu po długiej przerwie. Jak zwykle czas za szybko przeleciał. Niewielkie zaległości jakoś pewnie nadrobię niedługo, dziś wracam z najnowszym "dziełem". Muszę przyznać, że wyszło imponująco wielkie. Od jakiegoś czasu marzył mi się dywanik ze sznurka.
Przerażała tylko cena tego sznurka. I nie myliłam się. Wyszło go znacznie więcej niż bym tego chciała. W dodatku moje lokalne pasmanterie nie zaopatrują się w sznurek 5 mm zbyt często. Musiałam nieźle się nakombinować. Kolorystycznie jest tak, jak chciałam. Robiłam wg jakiegoś kiepskiego schematu, trochę więc zmieniłam. 
Dywanik ma aż 1,5 m średnicy i jest ciężki. Niemal kilometr sznurka poszło. Szydełka 12 mm używałam pierwszy raz w życiu. Było grubo ;)






Zgłaszam go na wyzwanie w Szufladzie, akurat znakomicie pasuje :)


Dzięki za odwiedziny i do następnego :) 

poniedziałek, 1 lipca 2019

Gdzie jestem jak mnie nie ma?

Jestem w różnych miejscach. Jak zawsze z dużą energią, głową pełną pomysłów i totalnym od kilku lat brakiem czasu. Praca, życie... czasem też tworzenie. Jak każdy, mam swoje mniejsze i większe problemy, dlatego zwyczajnie nie mam siły na aktywne tworzenie tego miejsca. Nawet nie wiem, czy jeszcze chcę. Inne media są zwyczajnie szybsze w obsłudze, bo tylko pyk, pyk zdjęcia z telefonu i już. Komputera nie chce mi się w domu odpalać, bo i kiedy? Jak już, to po to, żeby zrobić coś związanego z pracą.
W miarę jak rosną zaległości na blogu, rośnie też moja niechęć do uzupełniania. Czy się to zmieni - nie wiem. Kompletny brak motywacji. Zresztą - tyle fajnych znajomych blogów nie funkcjonuje, że naprawdę coraz mniej tu zaglądam. 
Ostatnie zdjęcia są tu niemal sprzed roku... to straszne zaniedbanie. Już z 20 razy zabierałam się za pisanie, ale skończyło się tylko na napisaniu paru słów.
Wrzucę coś, czyli prawie wszystkie zaległości, może kogoś chociaż zainspiruję. Będzie co oglądać przynajmniej. Dziękuję za wszelakie odwiedziny :) 

Wydaje mi się, że tak bardzo dawno ją robiłam... Bransoletka wg mojego wzoru.


To też mój własny pomysł i jedne z najbardziej ulubionych kolczyków w kolorze różowego złota



Te kolczyki poszły w świat (bodajże w ramach wymiany na piękna torebkę, razem z innymi biżutkami).


 Pamięć ulotna i nawet nie wiem komu malowałam tę skrzyneczkę.


Kwiatek wykonany z foamiranu.


Z każdym zdjęciem coraz bardziej dochodzę do wniosku, że mam za dużo biżuterii... Po usunięciu kryształków, które były dla mnie zbyt ozdobne na co dzień, te kolczyki też bardzo często noszę.


Pająk w zimowym klimacie też mój :)


Mniejsze kolczyki powędrowały w ramach wdzięczności w dobre ręce, większe nie mają jeszcze właścicielki.


Kolejny komplecik mój...



Te wielkie koła są własnością koleżanki, która wygląda w nich po prostu super :)


A te kolczyki leżą i czekają. Były robione na zamówienie, ale zamawiająca napisała, że są super i nic poza tym. Cóż, nie będę się narzucać.


Białe łezki są (pewnie się zdziwicie) moje, a kolorowe czekają na właścicielkę.


A te tak długo czekały, że aż odbarwiły się od metalowej bazy.


Bransoletka zrobiona dla samego faktu wykorzystania nowego pomysłu. Czeka.


Kołnierzyk wg projektu Laury Bziukiewicz. Moja duma, choć foto mocno kiepskie.



Naszyjniczek nie trafił jeszcze do nikogo.


Dwa imieninowe flower-boxy.



Maluszki do przygarnięcia.


I znowu moje kompleciki.


Bransoletka z zeszłego roku już  była pokazywana, ale dorobiłam do niej frywolitkowe drobiazgi.


Jaka szkoda, że zdjęcie nie oddaje uroku tej bransoletki, ale obdarowana była ponoć zachwycona.


Kwiatki z foamiranu ozdobiły proste karteczki z podziękowaniami dla nauczycielek syna.


Zakładka była róznież formą podziękowania dla wychowawczyni młodego.


I najświeższy mój komplecik na szczególną okazję. Bransoletka supłana na szpitalnych poczekalniach i w pociągu.


Nie pamiętam nawet komu robiłam ten naszyjnik.


Za to w pamięci zostały warsztaty z docoupage, jakie prowadziłam wolontarystycznie dla grupy fajnych babeczek. Oto, co wtedy zmalowałam.



Zostałam poproszona o pomalowanie takich skrzyneczek dla innych prowadzących warsztaty z szycia i szydełkowania.



Czasem wracam do bibuły. Iza poprosiła o słonecznika dla przyjaciółki.


Z tymi kolczykami wiąże się pewna anegdotka, ponieważ niedawno z Izą pojechałyśmy na badania do szpitala. Na izbie przyjęć zorientowałam się, że nie założyłam nawet kolczyków, co  rzadko mi się zdarza. Lubię mieć coś na uszach, więc wyjęłam swój podróżny warsztacik i zanim Iza została przyjęta, ja już cieszyłam się nowymi kolczykami. I bardzo je lubię.


I co? Ktoś dotrwał do samego końca? Ci, którzy mnie znają, to już pewnie nie są zdziwieni.
Pozdrawiam upalnie.

P.S. Wszystkie pazurki to hybrydki zmalowane przez moją zdolną córcię :)