Byliście tu:)

środa, 28 maja 2014

Frywolitka i wyzwanie

Dziś, korzystając z wyjazdu z synem do Częstochowy, miałam doskonałą okazję (jazda busem) do małych eksperymentów kolorystycznych. Miały być kolczyki, a jest naszyjnik. Wykonany na wyzwanie w KK, gdzie inspiracją jest cudne zdjęcie Mró.

Niestety, trudno o dobrą fotkę jak jest ciemno i ponuro.
Za to zdjęcie Mró jest doskonałe:)

Próbowałam wzoru Coriny Mayfeldt szydełkiem do frywolitki. Da się, ale jest gorzej niż igiełką, dlatego zawieszkę zostawiłam sobie, do niej proste kolczyki.


A bransoletkę wykonałam na igle i efekt jest dużo lepszy. Szkoda, że zdjęcia wiernie nie oddają koloru, a to ciemny, intensywny fiolet - na fotce bransoletki lepiej widać:)

Serdeczne dzięki za odwiedziny!

poniedziałek, 26 maja 2014

Chabrowy komplecik

Zeszły tydzień nie sprzyjał robótkom. Zmęczenie materiału i brak czasu. Za to potworny ból kręgosłupa... Dopiero dziś cokolwiek wysupłałam. Niedawno w grupie miłośniczek frywolitki na Fb zobaczyłam wzór, który w mig stał się popularny. Wzorek skradł moje serce, a jego autorką jest Corina Meyfeldt (wzór dostępny na Etsy). Spróbowałam go "rozkminić"  i chyba się udało. Powstał całkiem sympatyczny komplecik.



Poczęstujcie się Adasia rocznicowym tiramisu:)

 I tradycyjnie pokazuję pazurki - już są inne, bo nie wytrzymały ilości zmywanych garów:)
Bardzo, bardzo dziękuję Wam za komentarze, cieszę się, że zaglądacie i zostawiacie miłe słowa!

niedziela, 18 maja 2014

Kolorowo, smacznie i słonecznie

Witajcie, w końcu słonko nas zaszczyciło swoją obecnością , co zachęca do robienia fotek i wyjścia z robótką na taras:)
Tymczasem pokażę coś, co powstało z potrzeby posiadania pojemnika na kordonek, zwłaszcza niesforną Lizbeth, która ucieka, skręca się i rozwija z kłębuszka.
Bazą jest słoik po kremie czekoladowym typu nutella. Nitka przechodzi przez koralik umieszczony w środku nakrętki (mogłaby się porwać przechodząc przez ostre brzegi metalowej zakrętki). Sprawdza się znakomicie i specjalnie został ozdobiony kolorami bzów majowych na wyzwanie w Klubie Twórczych Mam - banerek  boku:)
Kolejne praktyczne zastosowanie frywolitki to wykończenie dekoltu. Musiałam rozciąć, bo odstawał (w ogóle kieckę przerabiałam, bo dostałam od szwagierki - na nią za mała, na mnie tu i ówdzie też, ale z tyłu zmniejszyłam zaszewki i skróciłam). I teraz jest spoko, zdjęcie tylko beznadziejne, ale ciemno było.
 
Ostatnio moda na neonowe kolory i jakoś tak uległam czarowi tej jaskrawej zieleni... To moje kolczyki i pazurki do kompletu (trochę byle jakie, bo jak zwykle malowane na szybko). Te z kokardkami nie mają jeszcze właścicielki - zdjęcia wyszły jakże różne, choć to ten sam kordonek:) Na pierwszej fotce rzeczywisty kolor, taka soczysta limonka.

Kolejna, średnio udana próba z Lizbeth, czyli bransoletka z plastikowymi pastylkami.
 Za to teraz świeżutki komplecik zgodnie z zamówieniem. Koraliki mienią się w słońcu, raz nawet udało mi się to uchwycić:) Komplecik zgłaszam do Szufladowego wyzwania  Gościnnej Projektantki  - Dziurki (banerka nie wrzucam, bo nie ma).


I kolejny quillingowy grzebyk - dziś rano czesałam koleżankę na komunijną uroczystość. Wyobraźcie sobie po bokach zaplecione luźno warkocze, kaskady romantycznych loków spadających na ramiona, a po środku taki właśnie grzebyk... Jak dla mnie było super:) Tak naturalnie, a jednocześnie elegancko.


Żeby nie robić zaległości - dzisiejsze pazurki w kropeczki - też się mienią w słońcu:)
I w nagrodę za Waszą wytrwałość poczęstuję Was czymś nieziemsko pysznym.

 Nie jest to takie zwykłe tiramisu. Od pewnego czasu sama robię serek ricotta. Po pierwsze: jest przepyszny (tak zupełnie bez niczego), po drugie: można go wykorzystać na wiele sposobów, po trzecie: mam go zupełnie za darmo, po czwarte: prosto się go robi i szybko. Same zalety. Jedyny mankament jest taki, że nie zawsze mam dostęp do serwatki. Moja teściowa często robi twaróg z wiejskiego mleka (bo ma krowę, o czym pewnie już kiedyś pisałam), zostaje więc serwatka, którą z przyjemnością wykorzystuję. Podgrzewam, trochę soku z cytryny, do woreczka i jest:) Wracając jednak do deseru, to nie korzystałam z przepisu. 
Zmiksowałam 4 żółtka z cukrem zwykłym i waniliowym, dodając ok 40 dag mojego serka (rozbitego tylko blenderem, bo sam w sobie jest bardzo kremowy), zmieszanego z rozpuszczoną i wystudzoną żelatyną. Dlaczego użyłam żelatyny? Bałam się, że masa nie zgęstnieje, bo jednak mascarpone jest tłusty i gęsty, ricotta zaś nie. Potem już standardowo: biszkopty macane w kawie z odrobinką sherry, kakao... Na wierzch odrobina zwykłej śnieżki i mięta truskawkowa. Niebo w gębie!

Przepis na tiramisu z ricotty sprawdziłam dopiero później. Inni robią masę z ricotty i jogurtu greckiego, bez żółtek i żelatyny. Muszę spróbować, choć moja wersja jest super:)

 I jeszcze coś godnego polecenia: u Arabeski zobaczyłam przepis na super ciastka. Zachęcam do wypróbowania. Bez groszków czekoladowych, a i tak pychotka:)

 Musze się jeszcze koniecznie pochwalić swoimi zakupami. Po pierwsze kupiłam lawendę, która niesamowicie pachnie, nie mając jeszcze kwiatów. Mam też oregano i miętę truskawkową - niezwykła, faktycznie ma aromat nieco truskawkowy. Po drugie w biedronie mają ekstra doniczki na zioła. I cena w porównaniu z innymi sklepami bardzo przystępna. Ja na razie powstawiałam swoje ziółka w doniczkach, ale muszę je rozsadzić.
 Bardzo dziękuje za odwiedziny i komentarze. Miłego tygodnia!





wtorek, 6 maja 2014

Coś innego

Czyli quilling na topie:) Obie z Izą zakręciłyśmy się ostatnio w papierkach. Może nieco żmudne, ale jaki efekt!
Zaczęłam od ozdoby na skrzyneczce z poprzedniego posta, potem postanowiłam pójść nieco dalej - efektem są oryginalne ozdoby do włosów. Pierwsze grzebienie (same grzebienie dostałam od znajomej i początkowo chciałam ozdobić je frywolitką, ale jednak potem zmieniłam zdanie) prezentują się tak:

Oczywiście są polakierowane, dzięki czemu są zdecydowanie trwalsze.

Nie mogłam zrobić sobie zdjęć, bo jeden z grzebyków jest mój, więc wykorzystałam modelkę - Izę oczywiście (korzystam, dopóki nie obcięła włosów).




 (Modelka usiłowała zrobić swojej mamie zdjęcie, ale wszystkie wyszły słabo, na dowód jedno z nich).
Po grzebykach przyszła kolej na  biżuterię. Zaczęłam od kolczyków, ponieważ dostałam fajną bluzkę i bardzo podobają mi się jej kolory. Kolczyki zrobiłam, jednak nie będę ich sobie zostawiać, ponieważ dostałam od córki inne, również w kolorach pasujących do bluzki. Jeśli chcecie je zobaczyć, zapraszam na bloga Izy. Są naprawdę super!
A tu moje wytworki, do tego również bluzka. A i pazurki się nawet załapały na zdjęcie:)

Kolejne, jakie powstały są w odcieniach brązu i pomarańczowego. Czekaja na właścicielkę, ale pasowałyby np. do takiego śmiesznego kostiumu (zdjęcia robione późno, więc nieco kiepskie).

Nici Lizbeth nadal się testują, powstał zatem naszyjnik frywolitkowy 3D ze szklanymi koralikami. 



A tu jeszcze zaległy komplecik z nici, których normalnie nie używa się do frywolitki, bo mają takie maleńkie "kudełki". Ale mają takie piękne cieniowania, że nie mogę im się oprzeć. Ładnie się usztywniają, więc będę ich używać.

A tu dzisiejsze poranne szaleństwo.  Szaleństwo, bo kto normalny (oczywiście mam na myśli osoby pracujące zawodowe) wstawałby wcześniej, żeby napiec bułeczek? A "zawdzięczam" ten wybryk mojej córce. Dziś w szkole robili kanapki, więc mała szelma wpadła na pomysł, że ona przyniesie takie maleńkie bułeczki, żeby jej grupa miała najlepsze kanapki. No jakże się miałam nie zgodzić? Lubię przygotowywać drożdżowe wypieki. Ale pomyślałam, że jeśli zrobię bułeczki dzień wcześniej, to nie będą takie smaczne na drugi dzień. Dobrze, że szłam do pracy dziś później, więc spokojnie zdążyłam, co więcej, pokusiłam się o inne szaleństwo. 
Miniaturowych bułeczek wg tego przepisu (musiał być ekspresowy, bez czekania na wyrośnięcie) wyszło 37. Miód, jakiego dodałam, był gryczany, więc bułeczki zyskały niepowtarzalny smak. Do wody dolałam mleka, żeby były delikatniejsze. Polecam gorąco, oczywiście dzieciaki były zachwycone, gdy ujrzały cały koszyczek mini bułeczek:) (Były niewiele większe niż na zdjęciu, te na talerzu były już nieco większe). Iza mi pomagała, więc naprawdę poszło szybko to pieczenie.

Jako, że nie lubię niczego wyrzucać, a zawsze z wypieku zostaje trochę drożdży, postanowiłam upiec coś jeszcze. Zwłaszcza, że teściowa zaoferowała świeżutki twaróg:) Wg tego przepisu (ser doprawiałam "na oko", nie korzystając z przepisu) wyszło 12 całkiem sporych drożdżówek. Przepyszne szaleństwo jednym słowem. A z tyłu nietypowa muffinka - zostało mi sera na taki mini serniczek:)
 Bardzo Wam dziękuję, że zaglądacie, a tym, którzy komentują, dziękuję podwójnie:)