Oj, w końcu wzięłam się za napisanie tego długaśnego posta. Już pisałam, że podczas urlopu coś tam dłubałam. Przede wszystkim dostałam rożne "skarby" - częściowo zepsute stare biżutki z historią. Coś, co kupowałyśmy z mamą lata temu, a to jeden kolczyk (bo drugi się zgubił), a to wypadły oczka, a srebro, więc szkoda wyrzucić... Jednak na pierwszy rzut pokażę staruszki korale. Marzyły si się już dawno, ale nie śmiałam o nie prosić, bo są bardzo stare i pamiątkowe. "Bardzo stare" to pojęcie względne, dla mnie co najmniej 30 lat. W końcu dostałam. Na moje oko szklane, pokryte masą perłową. Podobno przyjechały z Francji. Zrobiłam z nich dwa komplety, bardzo podobne, dlatego fotka tylko jednego. Ten jest mój, a kto ma drugi komplet - pewnie się domyślacie.
Tak mi się podoba, że stwierdziłam, iż koniecznie MUSZĘ zrobić sobie naszyjnik na imprezy, a że szliśmy na wesele, był jak znalazł. Jestem z niego dumna, bo frywolitka idzie mi coraz szybciej i prezentuje się bardzo fajnie.
Tu pokażę również moje przeróbki ciuchowe, nie mam niestety fotek "przed", bo i czasu nie było. W każdym razie spódnica (kupiona dawno temu w sh, raz byłam w niej na balu sylwestrowym) została skrócona. Z obciętego materiału zrobiłam ramiączka do gorsetu i różę. Gorset zaś (sh oczywiście za jakieś 3 zeta, też wieki temu, przeżył ze dwie imprezy), w całości pokryty był udrapowanym szyfonem i miał koralikowe "coś" w rodzaju broszki. Wywaliłam szyfon i koraliki, został sam atłasowy i gładki. Do tego moje biżutki i voila. Bolerko dostałam, ale było za szerokie i miało stójkę i długie rękawy. Stójek nie cierpię, przestębnowałam i wyszedł kołnierzyk. Na plecach zrobiłam szew i stębnówki, żeby zwęzić, skróciłam rękawy. Byłam zadowolona, bawiłam się znakomicie.
Z biżuteryjnych przeróbek powstał pierścionek - ze starego wypadły cyrkonie. Koraliki to ametystowy kolczyk przywieziony przez wujka z Maroka.
Zawieszka to pierścionek, jeden baardzo stary kolczyk i serduszko z bursztynkiem po babci.
Mam jeszcze tych skarbów, czekaja na wenę.
Frywolitkowe kolczyki czekają na właścicielkę. Są fajne, takie czerwoniaste:)
A komplecik zrobiłam dla Izy na to wesele, do żółtych butków i bolerka przerabianego z chłopięcej koszuli (można je zobaczyć
tutaj).
Na wyjeździe powstały dwa kwiatuchy dla dwóch papużek:)) i takie same kolczyki. Dziewczyny zadowolone.
Przed wyjazdem mój synuś nauczył się iksować i wyhaftował dwa śliczne obrazeczki. Łódka pojechała do babci, a jaszczurka została dla mnie. Dumna jestem z tego bąbla:)
Jako że to rodzinny misz-masz, to są jeszcze wytwory Tatusia:) W sumie zrobił 4 i to każdy inny, ale zdjęcia zrobiłam tylko tym pomalowanym. Nawet takie różowo-fioletowe wyglądają fajnie.
Tym tasiemcem kończę mój maraton, choć coś tam jeszcze powstaje. Są to głównie frywolitki na prywatną wymiankę, ale i sutaszki różne zamówione i obiecane. Odezwę się niebawem, a Wam dziękuję za dotrwanie do końca i ciepłe słowa.