Witam was serdecznie, to dziś powinnam powiedzieć, kto wygrał w rozdawajce. Ale jeszcze chwilka. Najpierw muszę powiedzieć, że jednak liczyłam na trochę większe zainteresowanie. A tym, którzy nie zwątpili w urok wieży Eiffla w moim frywolitkowym wydaniu, dziękuję. W roli pana Randoma wystąpił pan Mąż, który dokonał losowania:)
A oto lista chętnych, brałam pod uwagę te komentarze, gdzie było wyraźnie zaznaczone, że osoba komentująca chce otrzymać prezent. Zapisały się:
- Mebelina
- Katarina79
- Karto_flana
- kallinka
- Kasia
- Lucyna
- Modrak
- barbaratoja
- Aneta
- Jomo
- mrumru
- Peggy Brown
- Monia Fioletowa
- Kate Z
- lapappilon
- Edyta
- Skimmia
- jaGOODowo
- Puchatka
Pan T. wylosował Lucynę, która zgarnia nagrodę główną w postaci broszki z wieżą i naszyjnika różanego. Drugą wylosowaną jest Kate Z, która dostanie Mona Lisę i którą poproszę o przesłanie mi swojego adresu na @ (adres Lucyny mam). Gratuluję i proszę o chwilkę cierpliwości, coby Wam, moje drogie, ładne opakowania na "klejnoty" ptzygotować. Bardzo Wam dziękuję za wspaniałe komentarze i wspólną zabawę.
Ja się dziś też pobawiłam. Od dawna podoba mi się koronka pętelkowa/igłowa czy jak to tam się zowie. Jak chcecie zobaczyć cudeńka zmajstrowane z zamków błyskawicznych i takiej koronki, zajrzyjcie do
tej zdolnej Kobitki:))
Mnie wpadła w ręce książka, gdzie pokazane było to i owo, postanowiłam spróbować i nie byłabym sobą, gdyby nie była to rzecz na
wyzwanie w KK (a już z tysiąc razy obiecywałam sobie, że nie będę tak cały czas brać udziału w tych wyzwaniach...).
Romantyzm jednoznacznie kojarzy mi się z literaturą i przygnębiającymi, mrocznymi i tajemniczymi wizjami... Mój naszyjnik właśnie taki jest. Tajemniczy, nieco mroczny... No i pierwszą próbę koronki igłowej mam za sobą. Na pewno nie ostatnią.
Jak Wam się podoba, może ma ktoś ochotę na taki mroczny wisior ze szklanym kaboszonem? Oddam w dobre ręce po prostu lub się wymienię na cokolwiek, np. motek włóczki czy kordonek albo inny przydaś. Bez losowania, wybiorę wg własnego widzimisię:)
A teraz, żeby do końca Was zanudzić, pokażę co zmajstrowałam w zeszłym tygodniu. Najpierw u
Anzy zobaczyłam kombinowane czółenka do frywolitek i pomysł mi się spodobał. Potem w jednym ze sklepów internetowych zamówiłam sobie w promocji dwa czółenka (jeszcze nie przyszły zresztą, ale niedługo będę je miała). Do frywolitki czółenkowej robiłam przymiarki już nieraz, ale mi nie wychodziło (miałam już czółenko z szydełkiem, które oddałam znajomej - też się chciała nauczyć). I nie wiedziałam dlaczego. Potem
Joie na Facebook-u pokazała okładkę swojej najnowszej książki o frywolitce i spytałam ją, czy jest tam jakiś kursik. Napaliłam się na tę książkę straszliwie, bo Aga to przezdolna bestia jest, ale pomyślałam, że zanim ja tę książkę będę miała, to wieki miną, albo w ogóle jej nie będę miała. Jednak impuls zadziałał. Wycięłam pseudoczółenko z okładki po kalendarzu, polakierowałam bezbarwnym akrylem, nawinęłam nitki, pokopałam w sieci... Tym razem nie szukałam filmików, bo z nich się nie mogłam nauczyć. Znalazłam jakieś fotki z opisem (ale nawet nie pamiętam gdzie to było, jak znajdę, mogę wkleić link) i podziałało! Ta książka mnie zmobilizowała. Już wiem, o co chodzi! Tak się cieszę, choć metoda znacznie wolniejsza niż igłowa. A oto mój wysoce prymitywny sprzęt i kawałek tego, co wyszło.
Pozaczynałam z 5 różnych rzeczy, kiedy ja to skończę? Miłej nocki!